Ks. Zbigniew Sobolewski
Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16,19-31)
Przypowieść o bogaczu i Łazarzu jest bardzo długa, ale ciekawa. Można z niej wysnuć wiele pożytecznych wniosków. Można także łatwo spłycić jej sens. Takie niebezpieczeństwo pojawi się, gdy zechcemy zbyt szybko dotrzeć do puenty. O czym jest ta przypowieść? Jaką prawdę chce przekazać Jezus, opowiadając swoim słuchaczom dzieje ziemskie i nieziemskie bogacza oraz Łazarza?
Losy, które się splatają
Z bogactwa przypowieści dostrzeżmy najpierw to, że losy jej dwóch bohaterów się splatają. Żyją razem, ale jakby osobno. Należą do dwóch zupełnie innych światów, chociaż widują się codziennie. Geograficznie podzielają tę samą przestrzeń. Duchowo - są sobie obcy. Bogacz żyje dostatnio i przyjemnie. Jego dni wypełniają przyjemności i zabawy. Żadne troski nie psują mu humoru. Krótka charakterystyka życia bogacza: „ubierał się modnie i drogo” oraz „świetnie się bawił” stanowi doskonały opis ideału szczęśliwego życia, którego pragnęli nie tylko ludzie starożytności. Bogacz miał wszystko, o czym marzą nastolatki i ludzie dorośli.
Łazarz nie posiadał nic (jeśli nie liczyć wrzodów, które uprzykrzały mu życie, i pogardy lub obojętności, jaką okazywali mu przechodnie). Żył z jałmużny u progu pałacu bogacza. Jezus nie podaje wielu szczegółów, na podstawie których moglibyśmy sporządzić jego portret psychologiczny. „Pragnął nasycić się odpadkami”. Zadawalał się przyjaźnią psów. Być może był jednym z tych ubogich, którzy stracili wiarę w poprawę losu i dziękowali Bogu za kolejny - lepszy lub gorszy - dzień.
Życie jednego i drugiego skończyło się. Możemy mówić o Bożej sprawiedliwości, która poprzez śmierć kładzie kres ziemskiej egzystencji. Każdej. Jakakolwiek by ona nie była. Zarówno dni słoneczne, jak i pochmurne znają nieubłagane prawo przemijania czasu. Umierają żebracy i biedni. Umierają bogaci. Umierają także i ci, których dochody są większe niż niejednego państwa na świecie.
Jezus mówi, że śmierć jednych i drugich nie jest kresem ich życia. Uczy o trwaniu po śmierci. Ukazuje też, że los jednych i drugich nie jest jednakowy. Aniołowie „zanieśli Łazarza na łono Abrahama”; bogacz natomiast trafił do otchłani, gdzie został „pogrążony w mękach”. Jednak nawet tutaj los obydwu przedziwnie się splata. Tyle, że teraz bogacz cierpi, a Łazarz jest szczęśliwy. Bóg zaś stanął pomiędzy jednym i drugim jako ten, do którego należy sąd.
Łazarz i bogacz bez imienia
Wiele razy czytałem tę przypowieść, ale nigdy nie zwróciłem uwagi na pewien istotny szczegół. Znamy imię ubogiego - Łazarz (dzięki tej przypowieści weszło do języka potocznego jako synonim nędzarza, biedaka). Otóż - jak zauważa w jednej ze swoich książek Aleksandro Pronzato - tytułowy bogacz nie ma imienia. Jezus powiedział o nim „pewien człowiek bogaty”. Można by w tym doszukiwać się wyrazu szczególnej delikatności, a nawet litości Jezusa wobec bogacza. Nie chciał podać jego imienia - aby go nie pozbawić czci w oczach słuchaczy. Taka delikatność z pewnością jest godna pochwały i naśladowania. Niestety, często bywa tak, że piętnując czyjeś złe postępowanie, nie pamiętamy o tym. Podajemy dokładne dane osobowe. Ten i ten zrobił to i to. Wtedy najczęściej nie interesuje nas ostrzeżenie przed grzechem i odrzucenie go, ale potępienie grzesznika. Jezus nie podaje imienia potępionego bogacza i ma to swoje głębsze uzasadnienie, aniżeli delikatność lub kurtuazja. Imię dla słuchaczy Jezusa oznaczało osobę. Posiadać imię, to znaczyło być kimś. Często imię oznaczało Boże wybranie do jakiegoś specjalnego zadania. Szymon został nazwany Piotrem, gdyż Jezus chciał uczynić z niego Skałę, na której zbuduje swój Kościół. Szaweł z prześladowcy Jezusa stał się Pawłem Apostołem dla wszystkich narodów. Bogacz nie ma imienia. Jest nikim. Czyżby bogactwo było zbyt małą wartością, aby posiadać znaczenie? Czyżby inne wartości aniżeli materialne decydowały o tym, że jest się kimś wobec Boga i ludzi? Myślę, że właśnie o tym Chrystus chce nam przypomnieć. Bogacz zagubił się w swym bogactwie i poszukiwaniu przyjemności życiowych, ale nie uczyniły go one kimś wyjątkowym, niezwykłym. Nie nadały mu imienia. Pozostał w tłumie podobnych sobie chciwych doznań i wrażeń. Być może kupił sobie za życia „imię”, którym wzywali go przyjaciele i słudzy, ale jego imię nie zostało zapisane w „Księdze życia” (Ap 20,12), o której mówi Apokalipsa. Nie dostał kamyka z wypisanym imieniem (zob. Ap 2,17) pozwalającym mu przystąpić do wspólnoty świętych. Wydawało mu się, że jest bogaty, a był najbiedniejszym z ludzi. Podobnie dzieje się z tymi, którzy zabiegają o różne godności i tytuły, a nie troszczą się o zachowanie godności osobistej.
Natomiast Łazarz jest bogatszy od anonimowego bogacza. Ma imię. Swoim życiem wpisał się w serce Boga. Jezus go zapamiętał. Nie jest jednym z wielu żebraków. Jest kimś, kogo zna Jezus. My również na chrzcie świętym otrzymaliśmy imię, które wyróżnia nas spośród wielu innych osób. Bóg zna nasze imię. Zwraca się do nas po imieniu. Nie jesteśmy Mu obcy. Przypomina nam o tym św. Paweł: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef 2, 19-20). Mamy imię, które wyraża naszą godność dzieci Bożych. Przypowieść o bogaczu (bez imienia) i żebraku (który miał dobre imię) jest ostrzeżeniem dla nas. Tą przypowieścią Chrystus mówi nam: „Ceńcie sobie to. Zarabiajcie na dobre imię u Boga i bliźnich”.
Za co (tak naprawdę) bogacz został potępiony?
Jest to pytanie, które może niepokoić, zwłaszcza osoby majętne. Za co bogacz został potępiony? Czy za to, że posiadał wiele dóbr? Przecież niekoniecznie musiał nabyć je nieuczciwie. Czy za to, że korzystał z nich? Przecież mógł zrobić ze swoją własnością to, co chciał. A może dostatek oraz zabawa są grzeszne i obmierzłe Bogu?
Twierdzenie, że bogacz został potępiony z powodu posiadanego bogactwa, jest uproszczeniem. Przecież w historii Kościoła mamy wielu bogaczy, którzy zostali wyniesieni na ołtarze. Bogactwo samo w sobie nie jest naganne. Stare przysłowie nie bez racji mówi, że „lepiej być zdrowym niż chorym, młodym niż starym, bogatym niż biednym”. Bogacz został potępiony za to, że źle używał bogactwa. Zaślepiło go. Nie widział Łazarza. Stał się niewrażliwy na potrzeby bliźnich. Żył dla siebie. „W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (por. Łk 16,19-31) ku naszej przestrodze Jezus przedstawił obraz takiej duszy zniszczonej przez pychę i bogactwo, która sama stworzyła ogromną przepaść pomiędzy sobą a ubogim: przepaść, jaką jest zamknięcie w rozkoszach materialnych, przepaść, jaką jest zapomnienie o drugim, niezdolność kochania, która teraz przeradza się w palące i nie dające się zaspokoić pragnienie” (Spe salvi, nr 44).
Jeśli więc jesteśmy bogaci - dziękujmy za to Bogu, ponieważ to, co posiadamy, może ułatwiać nam życie, dać poczucie większego bezpieczeństwa ekonomicznego, pozwolić zrealizować własne pasje i marzenia. Jeśli jesteśmy ubodzy, cieszmy się z tego, co posiadamy, i czuwajmy, by nie popaść w nędzę. Wszyscy jednak - ubodzy i bogaci - strzeżmy się chciwości, która łatwo może opanować serce każdego człowieka. Weźmy sobie do serca pouczenie św. Pawła: „Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych, przeszyli wielu boleściami. Ty natomiast, o człowiecze Boży, uciekaj od tego rodzaju rzeczy, a podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością! Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany i o nim złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków” (1 Tm 6,7-12).
Bóg pozwala dosięgnąć siebie miłością
Przypowieść o bogaczu i Łazarzu przygotowuje nas do przyjęcia prawdy o Sądzie Ostatecznym, podczas którego definitywnie zadecyduje się nasz los. „Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: on to zrobi. Obraz Sądu Ostatecznego nie jest przede wszystkim obrazem przerażającym, ale obrazem nadziei; dla nas - być może - nawet decydującym. Czyż nie jest jednak obrazem zatrważającym? Powiedziałbym: obrazem mówiącym o odpowiedzialności” (Spe salvi, nr 44). Bóg stwarza nam okazje do zasługiwania na niebo. Przychodzi do nas w bliźnich potrzebujących pomocy. Nie tylko w ubogich materialnie, obcych, którzy proszą o pieniądze... Bóg przychodzi do nas i pozwala nam wyświadczać Mu dobro w naszych domownikach; bliskich, z którymi jesteśmy na co dzień w rodzinie lub pracy, w naszej parafii, wiosce lub dzielnicy. Wiemy, w jaki sposób możemy okazać Bogu naszą miłość. Jak dosięgnąć Go, aby niejako „uczynić naszym dłużnikiem”, na co chętnie przystaje. Adwent przypomina nam o powtórnym przyjściu Chrystusa w chwale na ziemię. Obyśmy ten czas wykorzystali na gromadzenie czynów miłości, które staną się dla Niego pretekstem do nieskończonego daru - zbawienia.