O mnie

Pawłów, Śwętokrzyskie, Poland
Mam na imię Iza. Od lat interesuje się religią. Lubię śpiewać głównie piosenki o charakterze religijnym. Pisze też wiersze o tematyce religijnej. Uczęszczałam na spotkania katolickiego ruchu Światło-Życie. Zapraszam Cię na mojego drugiego bloga "Moją drogą jest wiara", który jest kontynuacją tutejszego oraz na trzeci pt. " Wierzyć bardziej". Powstał również czwarty, który poświęciłam tematyce życia i rodziny- chwiladlaludzkiegozycia.blogspot.com

piątek, 6 maja 2022

O przypadkach słów kilka.

Bóg ma plan na nasze życie. Nic w naszym życiu nie zdarza się przez tzw. przypadek. Wszystko zdarza się dla określonego celu. Ludzie których spotykamy są aby nam pomóc albo zaszkodzić wszystko zależy od naszego postępowania i od tego w jaki sposób odbieramy sytuacje, które zdarzają się w naszym życiu.

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Biblia Tysiąclecia wydanie piąte Słowa z Apokalipsy św. Jana 2,2-3

Słowa z Apokalipsy św. Jana  " Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość i to, że złych  nie możesz znieść, i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami a nimi nie są,
i żeś ich znalazł kłamcami"

Według mnie te słowa mówią o ludziach, którzy swoim życiem mimo różnorodnych sytuacji życiowych, bólu i cierpienia, które towarzyszy każdemu z nas świadczą o Chrystusie, i pragną za nim podążać każdego dnia. Przeszkody są to momenty, które nie przez przypadek przychodzą do naszego życiu, dzięki nim możemy odnaleźć pełnię szczęścia jaka płynie od Boga, one umacniają nas w wierze. Np. poprzez ludzi jakich spotykamy na drodze, czasami są to osoby, które uważają że ich życie jest bez sensu bo im się wszystko sypie innym razem są to ludzie którzy nie wierzą w Boga ponieważ nie doświadczyli Jego miłość gdyż nie umieją się w pełni otworzyć na Jego miłość.

Modlitwa jako spotkanie z Bogiem

Modlitwa jest spotkaniem z Bogiem. Dlaczego tak wielu ludzi nie wierzy dziś w Boga i tak mało się modli?
Człowiek współczesny jest pozornie niewrażliwy na Boga, pozostaje w sprzeczności, a to wszystko z tej racji, że "przegapił" decydujące spotkanie z Bogiem, które trzeba mu znowu umożliwić. Przy tym człowiek ostatecznie nie powinien by nic innego czynić, jak tylko zasłonić ręką swoje usta i zamilknąć przed Bogiem. W ten sposób poszukujący dojdzie do poznania, że znowu chciałby wierzyć, że chciałby powtórzyć doświadczenie wiary. Spotka Człowieka wierzącego, który jest nosicielem Chrystusa i Boga. Taki kontakt to dla niewierzącego most prowadzący do wiary.
Można powiedzieć, że wszystko i wszyscy w jakiś sposób jednoczą się z Bogiem, nawet nie wiedząc o tym, gdyż Bóg jako Pan całego stworzenia wszędzie jest obecny i wszystko zmierza ku Niemu. Człowiek niewierzący również jest otoczony łaską, bo Bóg chce, aby wszyscy ludzie dostąpili zbawienia. To wszystko jednak nie narusza wolności człowieka, a właściwie oznacza dla niego: winienem teraz uwierzyć.
W miesięczniku Nasza Rodzina znalazłem cykl modlitw pt. "Modlitwy tych, którzy się nie modlą". Nonsens? Sprzeczność? Nie, nie ma człowieka, który by w głębi swego serca się nie modlił: "Boże mój, jeśli istniejesz, miej litość nade mną". Mamy się modlić za tych, którzy się nie modlą, podobnie jak żołnierze walczą za tych, którzy nie walczą. Człowiek może wierzyć - to okazuje się nawet najrozsądniejsze z wszystkiego, co jest w stanie uczynić. On chce być wierzącym, jeżeli dobrze się przypatrzeć tęsknocie jego serca. On winien być wierzącym, jeżeli nie chce zatracić sensu swego istnienia. Prawdziwy chrześcijanin musi być na serio wierzącym i modlącym się, aby poprzez wiarygodność jego egzystencji mógł dojść do wiary człowiek niewierzący.
Fr. Justin - "Rosary Hour"
http://www.rosaryhour.net/

Kryzys


KRYZYS
7 października 2013 · by Pustelnicy · in Prosto
Nie lubię tego słowa, zbyt często przez ostatni czas słyszę je w moim życiu. Znów mnie spotkał, tak bardzo nużący i zniechęcający, dekoncentrujący i oddalający. Oddala mnie od ludzi, bo wolę być sam, ale ta samotność jest częścią mechanizmu, która powoduje kolejny grzech. Grzech -> brak cierpliwości – > złość -> i znów grzech, który rodzi jeszcze większy niepokój. Są czasami takie dni, kiedy staję się lewą nogą, tyle, że dzień, dni, nie cały tydzień, a nawet dwa. Powiadają nie ma skutku bez przyczyny, gdzie tkwi przyczyna? Najgorsze, że przyczyny można szukać wszędzie, w szkole, pracy, życiu rodzinnym. To jest jak rak, który niszczy cały organizm, szuka się go badając całe ciało – podczas, gdy on powoli je niszczy, uśmierca. Gdzie jest mój rak? Na pewno nie poziomie cielesnym, nawet nie psychologicznym, ale duchowym. Tyle, że ta duchowość sięga tak daleko, dalej niż uczuciowość, wymiar fizyczny.
Nikt mnie nie rozumie, to podstawowy problem, nawet najlepszy przyjaciel nie może się wczuć w moją sytuację, bo nie ma takich słów, które co do joty wyrażają uczucia. Potrzeba walki z młodzieńczymi egzaltacjami, walki samym z sobą to cel, któremu nie mogłem stawić czoła. Siedząc, zatopiony myślami, tym co będzie jutro, co przyniesie najbliższy tydzień, już nawet zapominając o pokusach, przeglądając znudzenie facebooka trafiłem na zdjęcie. Spojrzałem się w oczy tych ludzi, którzy tam byli, byłem też ja – poczułem się jakby uderzył we mnie piorun, przez pewien czas miałem wrażenie, że wszystko zniknęło, byłem tylko ja i to zdjęcie. Przeniosła mnie ta sytuacja w ten okres, kiedy to się działo (wydarzenie na zdjęciu), do moich oczu napływały łzy. Przyszła niesamowita potrzeba modlitwy, która przez ostatni czas była dla mnie pusta, mówię tutaj o koronce do Bożego Miłosierdzia. Zacząłem, ale nie skończyłem. Patrzyłem się siedząc na podłodze, mając na kolanach laptopa na wiszące naprzeciwko mnie obrazy; Jezusa i Maryi. W pierwszej kolejności na Jezusa, który utkwił wzrok na mnie, wskazując palcem na swoje miłosierne serce, a potem na Maryję, która swym zatroskanym wzrokiem jakby chciała powiedzieć – wróć, wróć do Boga. Zostałem sam. Wtedy otrząsnąłem się, znów wróciły pokusy, ale ja zabrałem, kartkę i robiłem rachunek sumienia. 30 minut do Mszy, czas start – iść czy nie iść? Chciałem zadaną mi pokutę odprawić, prosta modlitwa – czynniki zewnętrzne, zaczęły mi przeszkadzać, ale nie dałem w sobie wzbudzić większego gniewu.
15 minut do Mszy, a ja klękam 10 metrów przed Tabernakulum kłaniając się Panu. Kieruję się w prawą, boczną nawę kościoła, gdzie z radością patrzę na kolejkę, która jest przed konfesjonałem. Staję na końcu, wpatruję się w pięknie odnowione obrazy Drogi Krzyżowej. Jezu, Ty to zrobiłeś, aby mnie odkupić, przez mój grzech – tak pomyślałem sobie, patrząc na obraz stacji XII, gdzie Chrystus wisi na krzyżu, pełen miłości do Ojca i każdego człowieka. Cóż, potem kieruję swój wzrok na konfesjonał, matka z swoim dzieckiem wyspowiadana, pora na mnie. Klękam spustoszały, pełen niepokoju i niepewności, wyznaję grzechy, wzbudziłem w sobie skruchę, moja dusza zaczęła się unosić. Ksiądz wspomniał o mechanizmie, on wiedział, że grzech jest przyczyną mojego niepokoju i niecierpliwości, a to powoduje kolejny grzech, bo człowiek się zamyka w sobie, niszczy relację z drugim człowiekiem. Wspomniał, bym prosił Ducha Świętego o pokój, tak często o nim mówię, tak często Go proszę, aby przy był i działa we mnie – ale o pokój proszę Go rzadko, nawet teraz, gdy go bardzo potrzebuję.
Mszę czas zacząć, jedno puste miejsce, trzeci rząd po prawej – siadam sobie i jeszcze przedtem wypełniam radę kapłana – modlę się o pokój. Poczułem się jeszcze gorzej, ręce zaczęły mi drżeć, musiałem się opanować, bo wstyd mi było, obok siedzieli ludzie. Nie rozmyślałem nad tym długo, czemu tak jest, nie miałem nawet sił, bo dręczyły mnie myśli – co będzie jutro? Zaczyna się pierwsze czytanie, jednym uchem wlatywało, drugim wylatywało. Pamiętam, że wróciłem do rzeczywistości słysząc jedno zdanie: Wołać będę ku Tobie: Krzywda (mi się dzieje)! – a Ty nie pomagasz? Mój wzrok znów utkwiłem na stacji Drogi Krzyżowej, wtedy zacisnąłem pięści, zacząłem wołać: Panie Jezu, czemu to czynisz! Ja już nie mam sił, ratuj mnie, uwolnij mnie od tego, zmartwychwstałeś i masz moc to uczynić, ratuj mnie! Ja chcę być wolny, rozumiesz Panie, pragnę być wolny! Następnie odwróciłem się głową do głównego ołtarza, krzycząc wewnątrz: Maryjo, proszę choć Ciebie, jeśli Twój Syn mnie nie rozumie, módl się za mną! Pierwsze czytanie się skończyło, potem wiadomo, słowa psalmu, zaczyna się czytanie drugie: Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie… Znów uderzył mnie piorun. Czułem się właśnie tak, jakby ognisko we mnie zgasło, czułem się jak żebrak , który szuka małej iskry do wskrzeszenia charyzmatu, radości z bycia dzieckiem Bożym. Pomyślałem sobie wtedy, że Ewangelia to już w ogóle będzie ukojeniem, czekałem z niesamowitym zaparciem się siebie i skupieniem na Słowa Ewangelii. Ksiądz wypowiada słowa: Słowa Ewangelii wg świętego Łukasza: Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary… Nad tym najbardziej zacząłem medytować. Właśnie tego potrzebowałem:
1.      Z pierwszego czytania – moja modlitwa, to ona była owocem takiej prawdziwej, dawno niepraktykowanej przeze mnie modlitwy, wykrzyczenia tego, co mam w sercu. Myślałem sobie, że to może nie właściwe, ale przypomniały mi się słowa ks. Pawlukiewicza, który mówi, że Pan Bóg czeka na taką szczerą modlitwę, która czasami wygląda jak litania skarg!
2.     Z drugiego czytania – powstanie, obudzenie się z tej duchowej melancholii, pustki, powstanie i otrzepanie się ze sterty kurzu, grzechu, który jest źródłem wszelkiego nieszczęścia.
3.     Z Ewangelii – tchnienie życia, wiara to całe moje życie, prosiłem Jezusa, by znów powrócił mi wiarę w Jego moc!
Ta część Mszy wcale nie przyniosła mi ukojenia i spokoju, jeszcze więcej pytań, ale skupiła mnie na Bogu. Wiara to nie tylko chwila, wiara dotyczy wzrastania, owszem – jeśli pragniesz cudu musisz mieć wiarę tu i teraz – nie nadzieję, że to, o co prosisz kiedyś będzie, Bóg to spełni – ale, że już to spełnił! To jest wiara, której mi brakowało, ale musi ona być także wzrastaniem i trwaniem w sakramentach. Właśnie, sakramentach. To wróćmy do sedna. Kiedy ksiądz skończył czytać list KEP, odmówiliśmy credo, przekazaliśmy sobie znak pokoju… Czas więc na Eucharystię. Idę sobie obojętnie, choć mam świadomość, że zaraz przyjmę do swoich ust Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, Boga i będę miał z Nim najbliższą możliwą na ziemi relację. Wracam, klękam i zaczynam się modlić… O krwi Chrystusa, obmyj mnie, o chlebie Chrystusowy nakarm mnie, o wodo Chrystusowa napój mnie… Rozmawiam z Nim, odszedł ból głowy, serce zwolniło tempo, ręce przestały drżeć, czułem się jak ptak, 3 metry nad ziemią, oddałem Jemu wszystko, poprosił, abym został jeszcze po Mszy, bo chce mi coś powiedzieć. Ksiądz udzielił nam błogosławieństwa, klękam i zaczynam modlitwę, po chwili mówię, Panie Jezu, teraz Ty mów do mnie, ja będę słuchał. Powiedział, abym strzegł tego, co On przygotował. Nie chcę tutaj pisać o co chodzi, bo to wie tylko On i ja.
To jedno zdanie było trafione. Zrozumiałem, że to On jest najlepszym Przyjacielem, że zawsze mnie rozumie, choć ja się odwróciłem, wyparłem się – On trwał! Jedno zdanie odmieniło moje nastawienie i patrzenie. Wróciły niektóre obrazy, kiedy wstaję spod gruzów, otrzepuje się i… więcej nie chcę mówić. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie lekko. Tak samo, jak zdaję sobie sprawę, że Jezus jest moim najlepszym Przyjacielem, choć byłem tego świadomy wcześniej – to przez moje schematy w jakich stawiałem Chrystusa nie mogłem tego doświadczyć.

Teraz proszę i Ciebie, stań przed Bogiem w prawdzie, taki – jaki jesteś naprawdę. Odrzuć lęk i strach, oddaj Mu swoje życie, nawet, gdy nie wierzysz, że On może coś zmienić, nawet jeśli jesteś pełen goryczy i cierpienia, złości, bólu – powiedź do Niego, Panie Jezu, ratuj mnie, bo ginę! Możesz uważać to za fikcję, albo być pewnym swojej wiary, stawiać siebie jak bardzo wierzącego, albo pewnego swojej niewiary, ale podawaj Mu swą dłoń każdego dnia! Nawet w pustym geście, akcie strzelistym, to tak bardzo ważne. On ma wspaniałe rzeczy przygotowane dla wszystkich, którzy stojąc przed Nim pełni ufności, małości i oddania – jak dzieci…

Szukaj na tym blogu

Wikipedia

Wyniki wyszukiwania

Popularne posty