O mnie

Pawłów, Śwętokrzyskie, Poland
Mam na imię Iza. Od lat interesuje się religią. Lubię śpiewać głównie piosenki o charakterze religijnym. Pisze też wiersze o tematyce religijnej. Uczęszczałam na spotkania katolickiego ruchu Światło-Życie. Zapraszam Cię na mojego drugiego bloga "Moją drogą jest wiara", który jest kontynuacją tutejszego oraz na trzeci pt. " Wierzyć bardziej". Powstał również czwarty, który poświęciłam tematyce życia i rodziny- chwiladlaludzkiegozycia.blogspot.com

piątek, 21 listopada 2014

Czy możliwe byłoby poznanie Chrystusa bez udziału Kościoła?

„Chrystus - tak, Kościół - nie”. Czy możliwe byłoby poznanie Chrystusa bez udziału Kościoła?

Takie sformułowanie padają z ust młodych ludzi coraz częściej. Kościół to nie tylko budynek, ale także zgromadzenie wiernych. To ludzie tworzą Kościół. Chrystus przyszedł na świat aby nas zbawić. Oskarża się ludzi którzy żyli w czasach Jezusa ale my zachowujemy się całkiem podobnie wręcz momentami odbijamy w swoim życiu ich zachowanie. Nie można zbliżyć się do Boga ani też zbawić się, dojść do świętości bez Kościoła, bez wspólnoty. Kościół pomaga nam przez nauczanie poznać Boże przykazania, zasady dzięki którym wzrastamy w wierze. Idąc na Eucharystie nie idziemy do księdza, posłuchać kazania, nie idziemy zobaczyć jak są ludzie ubrani ale po to aby spotkać się z Tym który nam podarował życie. Jezus to przyjaciel którego nie poznamy od razu, przyjaciel nie staje się przyjacielem po pierwszym spotkaniu ale musimy go poznać, otworzyć się aby mógł nas poznać a my jego. Jezus jest specyficznym przyjacielem. Jest Bogiem dlatego wie o nas wszystko, ale to nie zmienia naszego położenia. Nie poznamy Go jeśli nie będziemy się z Nim spotykać i nie będziemy zapraszać Go do naszego życia aby nas zmieniać. Eucharystia to ofiara Jezusa za nas, ale również dziękczynienie nasze za to ile bólu, cierpienia, poty i krwi dał za nas podczas drogi krzyżowej i na krzyżu abyśmy mogli żyć w tym a nie innym świecie, miejscu, domu, rodzinie. Chrystus powołując apostołów stworzył 1 kościół dlatego nie da się Jezusa oddzielić od Kościoła. Nie można wierzyć w Chrystusa ale nie chodzić do Kościoła. I nie uczestniczyć 
w życiu Kościoła, w sakramentach. W życiu nie ma przypadków. Może cierpienia przez które oddalamy się od Boga, Kościoła, innych ludzi chcą nam coś pokazać, coś nam powiedzieć. Przemyśl to ile dla ciebie Bóg znaczy i ile dla Niego ty robisz. Czy dziękujesz Mu za to co robi dla ciebie, za każdą chwile swojego życia?

wtorek, 19 sierpnia 2014

Dlaczego wierzę w Boga? Po co wierzyć?

Wiara w moim życiu wniosła bardzo wiele. Pomogła w najtrudniejszych sytuacjach.
Dzięki niej zbliżyłam się do Boga. Przyjęłam Go jako osobistego Pana i Zbawiciela.
Dzięki niej należę do Oazy Ruchu Światło-Życie, zaczęłam jeździć na rekolekcje,
prowadzić bogatszą więź z Bogiem,  nauczyłam się z odwagą mówić o Bogu w środowisku
w którym przebywam oraz podczas ewangelizacji. Włączyłam się w życie kościoła jako wspólnoty.
Wiara jest dla mnie niesamowitym doznaniem iż Bóg kocha mnie mimo moich upadków i wad.
Zobaczyłam czy naprawdę jest wiara. że to nie sam fakt chodzenia do kościoła. Tylko przeżywanie życia
z Bogiem także po wyjściu z Eucharystii. Wiele osób mówi  "wierze" , "jestem katolikiem" lecz nie oddaje tego własnym życiem i nie chce nic w nim zmienić. Boi się że Bóg im coś pozmienia. Po co wierzyć?
To pytanie może wydawać się absurdalne ale wiele osób zadaje to pytanie. Uważają że skoro istnieje cierpienie to Boga nie ma. Tylko to nie Bóg zsyła wojny tylko ludzie się w nich biją. Bóg daje nam kopniaka na opamiętanie ale z troski o nas abyśmy się opamiętali i zmienili. Dał nam wolna wole, ale nie zostawił nas samych. Wiara jest gruntownym podłożem w życiu człowieka bowiem aby człowiek właściwie postępował zgodnie z Bożymi planami i zasadami musi być On na 1 miejscu inaczej tak jak dom bez właściwego podłoża tak i nasze życie się rozsypie.

Siła pragnień


Pragnienia mają wiele wspólnego z wiarą. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzą. Nie wiadomo, czy uda się je spełnić. Trudno przewidzieć, na jakie natrafimy przeciwności. Wzywają nas do ufności.

»Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami!” Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi!” On jednak odparł: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa« (Mt 15, 21-28).

Oto Burt Munro, poczciwy i nieco dziwaczny Nowozelandczyk od lat mieszka w warsztacie, który zarazem jest jego domem. Żyje skromnie. Cały jego świat kręci się wokół motocykli. Od lat własnoręcznie przerabia swoją maszynę „Indian Scout”, rocznik 1920. Odlewa tłoki ze starych części, udoskonala cylindry i inne akcesoria motocyklowe. A wszystko po to, by udać się na Słone Pola w USA i pobić rekord prędkości. Część mieszkańców jego miasteczka raczej z uśmieszkiem odnosi się do pomysłu starego pryka. Pewnego dnia Burt z nadszarpniętym zdrowiem, oszczędnościami całego życia i zmodernizowanym motocyklem rusza w kierunku Ameryki. Jego podróż najeżona jest rozmaitymi przeciwnościami i przygodami. A to dokucza mu choroba morska, a to samochód psuje się w szczerym polu, a to organizatorzy konkursu nie chcą zgodzić się na jego udział itd. Jednakże determinacja bohatera doprowadza go do upragnionego celu. Przezwyciężywszy wiele przeszkód startuje w wyścigu i ustanawia rekord, którego do tej pory nikt nie zdołał pobić.

Burt dopiął swego, ponieważ kierował się prostą zasadą: „Jeśli nie realizujesz swoich pragnień, równie dobrze mógłbyś być warzywem”. Człowiek to istota, w której istnieją różne poruszenia: popędy, potrzeby, emocje, pokusy, myśli i pragnienia. Jak wiemy nie są one równorzędne. Nie jest też łatwo odróżnić te różne impulsy od siebie. Niemniej to właśnie docieranie do własnych pragnień i wytrwałe dążenie do ich realizacji umożliwia nasz pełny rozwój.

Przychodzi do Jezusa ze względu na córkę

Spójrzmy na dzisiejszą Ewangelię właśnie z tej perspektywy. Chyba najbardziej zaskakuje w tej scenie pełna pokory nieustępliwość Kananejki. Taką siłę daje jej właśnie pragnienie. Zauważmy, że kobieta przychodzi do Jezusa ze względu na córkę, a nie dla samej siebie. To bardzo istotna cecha pragnienia. Pragnienia są silnie związane z miłością. Im bardziej kochamy, tym więcej w nas pragnień i siły do ich urzeczywistnienia. W gruncie rzeczy nieważne, do czego pragnienia nas wzywają. Nieważne, jaką przybierają postać i rozmiary. Nieważne, czy podobają się otoczeniu. Ważne jednak, abyśmy wiedzieli, że w świecie pragnień nie króluje konieczność, lecz wolność. Wcale nie musimy ich realizować. Pragnienia mają wiele wspólnego z wiarą. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzą. Nie wiadomo, czy uda się je spełnić. Trudno przewidzieć, na jakie natrafimy przeciwności. Wzywają nas do ufności.

Z potrzebami jest nieco inaczej. Jedne muszą, a inne mogą być zaspokojone. Musimy jeść, pić, ubierać się. Musimy od naszych rodziców czy bliskich otrzymać minimum poczucia bezpieczeństwa, ciepła, akceptacji. Potrzeby bardziej nakierowują nas na branie i otrzymywanie. Ale nie ma w tym nic złego. Jest to pewien kapitał, który Bóg nam daje wprost i przez ludzi, abyśmy mogli później dać coś z siebie.

Kiedy kieruję się pragnieniem?

Na przykład wtedy, gdy w chatce nie czekam jedynie na to, co ktoś poda mi do jedzenia, ale kiedy sam chcę pomóc w przygotowaniu posiłku. Muszę przekroczyć własną potrzebę, głód, skoncentrowanie na sobie, aby wydobyć z siebie to, co najpiękniejsze. W taki ukryty sposób działa w nas Bóg.

W pragnieniach zapisana jest także nasza życiowa misja. Jako chrześcijanie wezwani jesteśmy przez Stwórcę do współstwarzania świata, do przynoszenia zysku, jak o tym mówi Jezus w przypowieści o talentach. Często trudno rozpoznać nasze powołanie, znaleźć męża lub żonę, ponieważ mylimy potrzeby z pragnieniami, nie wiemy, co pochodzi od Boga, a co od nas. Możemy też oczekiwać od kogoś zbyt wiele, czego druga osoba nie może nam dać. I odwracamy się od niej, szukając następnej. I tak może to trwać całymi latami.

Szokuje zachowanie Jezusa

Wróćmy jeszcze do Ewangelii. Z pewnością szokuje nas zachowanie Jezusa. Kobieta błaga go i woła. A on zdaje się ją lekceważyć. Wbrew pozorom Jezus nie obraża Kananejki, lecz wystawia jej wiarę na próbę, zwłaszcza, że właśnie o wierze tej kobiety i setnika Jezus wypowiada się w Ewangelii z największym podziwem: „U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary”. Chrystus mówi, że jest posłany do Izraela, gdyż zgodnie z planem Boga najpierw Izraelici mają dostąpić Jego szczególnej bliskości i miłości. Ale poganie nie są wykluczeni z planu Bożego. Mają otrzymać łaskę dzięki tym, którzy uwierzą spośród Izraela. Bóg nie wybiera ze względu na zasługi, lecz dla misji.

Najbardziej może nas dziwić porównanie poganki do psa. Ale w tekście oryginalnym mamy wyrażenie „szczenięta”, „małe pieski”. Chyba czujemy różnicę pomiędzy byciem psem, a byciem pieskiem. To jest pewien obraz, a nie wyzwisko. Chodzi o to, że w Bożym planie istnieje pewien porządek i kolejność. W domu szczenięta nie cieszą się tymi samymi przywilejami co dzieci.

Z pokorą przyjmuje Boży plan

Wielkość Kananejki polega na tym, że z pokorą przyjmuje Boży plan, że na Bogu niczego nie wymusza. Nie obraża się, nie odwraca od Jezusa, ponieważ kieruje się pragnieniem i wiarą wzbudzoną przez Ojca. Jezus kilka razy powtarza w Ewangelii: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie mój Ojciec”. Jezus poznał, że w sercu poganki działa Ojciec, przez co robi swoisty wyłom w swoim planie.

Nas także Bóg wystawia często na próbę, aby oczyścić nasze motywacje, aby wydobyć z nas pragnienia. Czyni to dla naszego dobra. Nie będzie spełniał naszych zachcianek. Chce, abyśmy wiedzieli, czego naprawdę pragniemy. Nie podoba Mu się nasza chwiejność i niepewność. Dlatego często może nam się wydawać, że nie odpowiada na nasze prośby, bo nie zawsze mają one związek z naszymi pragnieniami. Św. Ignacy z Loyoli podczas każdej modlitwy każe prosić Boga o to, czego chcę i pragnę. Czy to nie dziwne? Nie o to, czego Bóg pragnie i chce, ale czego ja pragnę. Święty zachęca nas do tego, ponieważ jest przekonany, że pragnienia są w nas głosem Boga i odblaskiem dobra. „To Bóg – jak powie św. Paweł – jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”. Nie istnieje przepaść między bóstwem a człowieczeństwem. Przeciwnie w Chrystusie bóstwo zjednoczyło się z człowieczeństwem.

Oddanie samego siebie Bogu i innym ludziom

Szczytem rozwoju człowieczeństwa jest oddanie samego siebie Bogu i innym ludziom. Do tego ostatecznie prowadzą nas pragnienia. Tak właśnie czyni Jezus w Eucharystii, kiedy woła: „Bierzcie i jedzcie Moje Ciało”, „Bierzcie i pijcie moją Krew”. Jezus daje siebie z czystego pragnienia, nie tylko jako wzór, ale jako moc. I dzięki przyjęciu tego daru my również możemy dawać siebie innym, iść za głosem naszych pragnień, bo one nadają właściwy smak naszemu życiu.

Dariusz Piórkowski SJ

http://www.katolik.pl/sila-pragnien,24274,416,news.html

„Bogatym nie jest ten, kto posiada, lecz ten, kto daje”

Bogactwo zwykle kojarzy się z majątkiem, dużą ilością pieniędzy. Natomiast święty Jan Paweł II wypowiadając te słowa miał zupełnie co innego na myśli. Bogaty jak samo w sobie wyraża słowa to Boga Ty. Oddany na własność Chrystusowi, zaufanie bezgranicznie jego słowu, miłości i drodze jaką dla nas wybrał. Bogatym w znaczeniu czysto religijnym nie jest osoba która robi kariere, ma mnóstwo pieniędzy bo za pieniądze nie kupi się zdrowia, życia ani też nie przekupi się Boga. Bogactwo to duchowe poświęcenie. To dawanie innym miłości kosztem samego siebie. To pomoc drugiej osobie w chwili kryzysu, cierpienia, choroby.

piątek, 20 czerwca 2014

Czym jest życie bez miłości.

Hymn o miłości

1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 

2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 

3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. 

4 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 

5 nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 

6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 

7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 

8 Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. 

9 Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 

10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 

11 Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. 

12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję
po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany . 

13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość. 

Miłość to w znaczeniu ludzkim więź jaka łączy dwie kochające się osoby. Które w imię szacunku do siebie stając na ślubnym kobiercu wyznają przed Bogiem iż chcą razem spędzać każda nawet najsmutniejszą Chile. Te radosne i trudne dni. Miłość w znaczeniu duchowym relacja jaka łączy nas z Bogiem. To osoba bez której nie możesz żyć która jest części ą ciebie. Która jest ja organ bez którego nie możesz pracować.
To nasza wiara. Nasze oddanie i zaufanie Miłosiernemu Ojcu, który przebacza nam gdy zbłądzi. Przytula nas tak jak ojciec syna marnotrawnego. Bóg obdarzył nas odwieczną miłonia posyłając swego Jednorodzonego Syna na śmierć. Lecz tylko tak mógł zgładzić nasze Grzechy.  Swą Miłość darował nam przez wolność. Jesteśmy wolni i to my wybieramy drogę jaką pójdziemy. Nie oznacza to jednak że Bóg nas stworzył
 i zostawił abyśmy sobie sami radzili. Czuwa, czeka aż to my poprosimy go o pomoc. Każde cierpienie to pomoc boża abyśmy się nawrócili i zmienili swe postępowanie.  To czy podarujemy swą miłość partnerowi/partnerce czy też Bogu to nasz wybór tu na ziemi. To powołanie. Bowiem każdy z nas zanim przyszedł na świat został przez Boga obdarowany wieloma dobrami , zostaliśmy stworzeni na Jego obraz, każdy z nas jest wyjątkowy, posłany aby niósł dobro i głosił Dobrą Nowinę na cały świat. Jednak nie zawsze łatwo jest odczytać głos powołania. Nie łatwo jest też zgodzić się z Bożym wyborem. Bóg nie chce abyśmy byli nie szczęśliwi. Pragnie naszego szczęścia, abyśmy tylko Jemu zawierzyli swe życie tak jak Jezus gdy dla nas, a przede wszystkim dla okazania zaufania, szacunku i miłości oddał swe Zycie.  Jak śpiewamy w Hymnie do miłości: „ Bez miłości stał bym się jak cymbał brzmiący, bez miłości byłbym niczym”  Te słowa wspaniale odzwierciedlają jak ważna w naszym życiu jest miłość. Bez miłości bylibyśmy tylko robotem bez uczuć. Dzięki miłości kochamy, okazujemy przyjaźń.

Życie w którym nie ma miłości jest jak uschnięty kwiat który bez wody nie może żyć. Bóg jest Miłością.
Bez niego nie istnielibyśmy. Nasza wiara nie miała by sensu. Słowo które do nas głosi nie docierałoby do nas. Jesteśmy marionetkami w rekach Boga to On nami kieruje. Życie bez miłości jest jak pustynia bez oazy. Możemy żyć tylko dzięki naszemu Ojcu Niebieskiemu. Wierzymy tylko dlatego że On pozwala nam na to. To nie my go wybieramy ale On nas. Wiele osób twierdzi że miłość to seks. Nic bardziej mylnego. Bowiem prawdziwa miłość nie polega tym aby przed ślubem były wielkie fajerwerki a po nuda. Miłość to decyzja która wiąże obie strony. Nieczystość przed ślubem jest grzechem, a zło nigdy nie oznacza dobra.  Wiele obrazów miłości możemy znaleźć w Biblii, są tam również sytuacje trudne. Tylko dzięki lekturze Pisma Świętego możemy poznać jak bardzo Bóg nas kocha i zbliżyć się do Chrystusa. Wiara tak jak i miłość
nie może opierać się tylko na słowach. Musi odzwierciedlać się w działaniu. Nie wystarczą piękne słowa.
Podsumowując nasze Zycie bez miłości nie miałoby sensu i nie byłoby go. Tylko dzięki Bogu je mamy.
I często nie doceniamy. Życie mamy tylko jedno i warto je poświęcić dla tak wielkiej miłości jaka jest Bóg.


czwartek, 19 czerwca 2014

Rola ludzi starszych w naszym życiu. Wady i zalety.


Człowiek w przeciwieństwie do innych istot jest wysoko rozwiniętym organizmem. Został stworzony przez Boga aby panował nad roślinnością i zwierzętami. Gdyby nie grzech pierworodny człowiek żyłby w pokoju i szczęściu. Bóg czuwa nad człowiekiem od poczęcia aż do śmierci. Człowiek został stworzony na obraz Boży ale tylko pod względem duchowym może być podobny jeśli tego naprawdę chce i żyje według Jego woli. Mamy wolna wole i tylko od nas zależy jak potoczy się nasza teraźniejszość
i przyszłość. Bóg stawia na naszej drodze różne trudności  dzięki którym nasza wiara powinna wzrastać. Ludzie starzeją się i nikt ego nie uniknie. Jezus też dorastał ponieważ był Bogiem i człowiekiem. Starość w dzisiejszych czasach kojarzy się z cierpieniem fizycznym jak i materialnym bądź psychicznym. Dla młodych osoba starsza, schorowana to często przeszkoda do lepszej pracy, zabaw, spotkania się
z przyjaciółmi. Osoba starsza z zanikiem pamięci może uczynić w życiu młodego człowieka, ale nie tylko bowiem także w życiu najbliższych wiele przykrości. Są też jednak pozytywne strony roli ludzi starszych. Osoba w podeszłym wieku gdy jeszcze jest w stanie funkcjonować samodzielnie może pomóc w opiece nad dziećmi, materialnie- udzielając pieniędzy, ze względu na swoją bogata historie porze przyczynić się do rozwoju intelektualnego swoich wnuków i najbliższych. W dzisiejszych czasach gdy wiara szczególnie w wieku dojrzewania jest mało atrakcyjna to właśnie starsze osoby swoim zaangażowaniem, przykładem i duchowym wsparciem poprzez modlitwę pomagają Kościołowi przetrwać trudny okres. Dysponują także dużą ilością wolnego czasu i mimo cierpienia oraz doświadczenia umieją pomagać także fizycznie innym. Często osoby starsze czują się nie potrzebne, mało wystarczalne , a wystarczy tak niewiele. Miłe słowo, odwiedziny. Coraz więcej powstaje domów pomocy społecznej dla ludzi którzy zostali sami. Dzisiejszy świat jest zbyt zabiegany aby zająć się potrzebującymi, aby udzielić im pomocy. Praca ważniejsza od ludzi. Pieniądze
od życia. Ale czy da się kupić życie za pieniądze? Czy samotni ludzie nie umierają na naszych oczach z braku najpotrzebniejszych środków? Czy nie lepiej pomóc niż mieć niepotrzebne wyrzuty sumienia, bo za późno zareagowaliśmy. Wystarczy tak niewiele aby uratować ludzkie życie.

czwartek, 5 czerwca 2014

"Czy Bóg wpływa na nasze życie?"

To pytanie jest postawione nie bez przyczyny. Ponieważ ludzie często uważają iż skoro jest zło, cierpienie i nie widać Boga to Go nie ma. A cierpienie pochodzi od Boga Rzeczywistość jest jednak inna. Bóg jest przy nas każdego dnia. Wpływa na każdą naszą decyzje lecz nie podejmuje jej za nas. Dał nam bowiem wolną wole. To od nas zależy co wybierzemy. Dobro czy zło. Kłamstwo czy prawdę. W życiu nie istnieją przypadki gdyż każde zdarzenie, sytuacja jest częścią Bożego planu. Zanim zostaliśmy poczęci Bóg wiedział kim będziemy i jak będzie wyglądało nasze życie. Bo dzięki Niemu żyjemy, to On nas stworzył. Cierpienie  jakim jest nap. utrata bliskiej osoby, wypadek czy ból zadany przez bliską osobę powinno nas umacniać w wierze. Bowiem tylko w taki sposób Bóg może wskazać nam właściwą drogę. Nie oznacza to jednak iż cierpienie pochodzi od Boga bo to my wybieramy nie właściwą drogę w życiu, a Bóg pomaga nam się nawrócić.

Dary Ducha Świętego

1. Dar mądrości

Jest on uczestniczeniem w mądrości Jezusa, czyli widzeniem ludzi, rzeczy i ich relacji takimi, jakimi widzi je On. Jest to dar patrzenia na rzeczywistość oczami Boga, widzenia wszystkiego w perspektywie wieczności. Święty Tomasz pisał w tym miejscu o mądrości jako o „Bożym instynkcie”. Dar mądrości jest związany bardziej z miłością niż z samym rozumem. Jego przeciwieństwem jest głupota, która jest brakiem smaku w sprawach Bożych. Głupota w myśleniu o życiu nie bierze pod uwagę krzyża, śmierci, kruchości życia; nie uwzględnia w ogóle Boga, zawęża horyzont życia wyłącznie do doczesności.

2. Dar rozumu

Jest on sztuką wnikania w tajemnice Boże. Dar rozumu pojmuje relację między Krzyżem a Trójcą Świętą, między moim krzyżem a miłością Boga - w konkretnej perspektywie mojego życia, losu. Pomaga on rozumieć głęboko to, co najważniejsze: życie, miłość, śmierć. Bez tego daru człowiek nie jest w stanie patrzeć z odwagą na to, co się z nim dzieje, traci „Ducha”. „Rozumnie” znaczy „biorąc pod uwagę Boga”.

3. Dar rady

Jest on kunsztem orientacji w moralnej złożoności życia. Pozwala radować się życiem, jego prostą, codzienną osnową. Pozwala się nie gubić, niweluje niepokój rodzący wątpliwości, z których powodu człowiek odwleka podjęcie „moralnych” decyzji. Dar rady przynosi duchowy pokój, uzdalnia do entuzjazmu i do działania. Jest źródłem pasji życia.

4. Dar męstwa

Jest pokarmem nadziei. To głównie ten dar uwalnia człowieka od lęku przed największym wrogiem - śmiercią. Daje siłę „Ducha”, potrzebną w trudnych doświadczeniach życia, takich jak choroby, rozłąki, sytuacje, o których wiemy, że nie będą miały ziemskiego happy endu. Dar męstwa pomaga czerpać siłę do życia z samego źródła witalności: z Boga samego.

5. Dar wiedzy (umiejętności)

Jest on poznawaniem prawdy o Bogu i budowaniem wiedzy o sobie, ludziach i świecie na tej właśnie prawdzie. Tak o tym darze mawiał święty Proboszcz z Ars: „chrześcijanin natchniony przez Ducha Świętego potrafi rozróżniać. Oko świata nie widzi dalej niż życie, tak jak i moje oko nie widzi dalej niż do tego muru, gdy drzwi kościoła są zamknięte; lecz oko chrześcijanina widzi aż po głębię wieczności”. A święta Teresa z Lisieux: „Wiedza Miłości, och tak! (...) Tylko takiej wiedzy pragnę!”.

6. Dar bojaźni Pańskiej

Jest on taką miłością do Boga, która świadoma jest własnej kruchości. To lęk przed tym, aby nie zerwać z Nim relacji, poczucie głębokie, że Bóg jest tajemnicą, z którą nie można igrać; lęk przed tym, że nie jest się w stanie sprostać wielkiej, Boskiej miłości, a równocześnie silne pragnienie bycia całym dla Boga. To dar, który owocuje odpowiedzialnością za siebie i innych. Bojaźń wobec Pana nie jest czymś, co miażdży, ale czymś, co poszerza serce i daje radość. W tym sensie jest syntezą biblijnej duchowości.

7. Dar pobożności

Jest on zdolnością traktowania Boga jako Ojca. Czyli bycia wobec Niego na sposób synowski; prosto, z ciepłym szacunkiem, czule; wychwalając Go i adorując. Światłem dla „bycia pobożnym” jest Jezus i Jego słowo Abba, Jego modlitwa. Ale pobożność wyraża się również w sposobie odnoszenia się do ludzi. Poznać ją po wrażliwości, delikatności, serdeczności. Łagodność jest jej lakmusowym papierkiem. Jej przeciwieństwem jest niezdolność rozumienia innych, niewrażliwość na nich, zatwardziałość serca. Pobożność ma po prostu swoje źródło w świadomości, że jest się dzieckiem Boga. I jest tej świadomości siłą oraz owocem. A jeśli się tego poczucia nie ma, to źle się traktuje zarówno Boga, jak i ludzi...

Źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/7darowd_szymik.html

piątek, 16 maja 2014

Skąd się wziął człowiek?

Człowiek według teorii Darwina został stworzony podczas procesu ewolucji. Dla osób niewierzących ta teoria jest prawdziwa i nie zakładają innej teorii. Jednak dla katolików to stwierdzenie nie powinno być właściwe bowiem jak pisze w Biblii w księdze rodzaju człowiek został stworzony przez Boga i na Jego obraz duchowy co nie zawsze znajduje odwzorowanie w codziennym życiu i praktykowaniu wiary. Człowiek jest doskonały i niepowtarzalny. Nie ma dwóch takich samych osób. Gdyby powstał od małpy to w pewnym momencie pojawiłby się osobnik taki sam. mimo iż naukowcy tłumaczą to przez kod DNA to ktoś musi tym kierować aby one nie powtórzyły się. Człowiek wierzący bądź niewierzący powinien wiedzieć iż  jest jedyny w swoim rodzaju.

środa, 2 kwietnia 2014

Czy Bóg istnieje?

CZY BÓG ISTNIEJE?

Czy Bóg istnieje? Czy można to udowodnić? Poniżej znajdziesz przekonujące argumenty przemawiające za tym, by uwierzyć w istnienie Boga...
Marilyn Adamson
-Czy chciałabyś lub chciałbyś, aby ktoś po prostu wykazał istnienie Boga? Bez wywierania nacisku, bez stwierdzeń typu „Po prostu musisz uwierzyć”. W tym artykule przedstawiono wybrane argumenty przemawiające za tym, że Bóg istnieje. Nie są to niezbite dowody (nikt takich nie ma), ale pośrednie przesłanki, które mogą przekonać do uwierzenia, że On istnieje. W tym wszystkim ważne miejsce ma właśnie wiara, bo jest ona konieczna, aby uznać wyższy Absolut.
Jednak najpierw zwróć uwagę na pewną prawidłowość. Jeśli ktoś neguje samą możliwość istnienia Boga, najpewniej z góry odrzuci wszelkie wskazujące na to przesłanki, tłumacząc je sobie w inny sposób.
Jeśli chodzi o możliwość istnienia Boga, Biblia mówi, że są osoby, które zapoznały się
z wystarczającą ilością faktów, ale postanowiły stłumić lub odrzucić prawdę o Bogu. Z drugiej strony do tych, którzy chcą poznać Boga, jeśli tylko On istnieje, Bóg kieruje następujące słowa: „Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie”. Zanim przyjrzysz się faktom dotyczącym istnienia Boga, zadaj sobie pytanie: „Jeśli Bóg istnieje, czy chciałabym/chciałbym Go poznać?”. Poniżej przedstawiono argumenty, które warto wziąć pod uwagę...

1. Czy Bóg istnieje? Stopień złożoności naszej planety wskazuje na świadomego Projektanta, który nie tylko stworzył nasz wszechświat, ale także obecnie go podtrzymuje.

Można podać niezliczone przykłady wskazujące na istnienie Bożego projektu -- tutaj wymienimy zaledwie kilka z nich:
Ziemia... Jej wielkość jest właściwa dla rozwoju. Rozmiar Ziemi i odpowiadająca mu siła grawitacji zapewniają utrzymanie przy planecie cienkiej powłoki gazowej - składającej się głównie z tlenu i azotu - o grubości nieprzekraczającej 100 km. Gdyby Ziemia była znacznie mniejsza, istnienie atmosfery byłoby niemożliwe, podobnie jak w przypadku Merkurego.
-Ziemia znajduje się w odpowiedniej odległości od Słońca (waha się ona w ciągu roku o kilka procent). Zwróćmy uwagę na występujące wahania temperatury, w przybliżeniu w zakresie od -30 do +50 stopni Celsjusza. Gdyby nasza planeta znajdowała się nieco dalej od Słońca, wszyscy byśmy zamarzli. Gdyby Ziemia znajdowała się bliżej Słońca, groziłoby nam spalenie. Nawet nieznaczne odchylenie od obecnego położenia Ziemi względem Słońca spowodowałoby, że życie na naszej planecie byłoby niemożliwe. Ziemia zachowuje tę doskonałą odległość od Słońca, krążąc wokół niego z prędkością niemal 110 tys. kilometrów na godzinę. Ziemia obraca się również wokół własnej osi, co pozwala na codzienne ogrzanie i ochłodzenie większości powierzchni planety.
Oddziaływanie Księżyca powoduje formowanie się pływów oceanicznych i przemieszczanie olbrzymich mas wody, dzięki czemu ulega ona wymieszaniu, a - poza wypadkami tsunami - nie zalewa powierzchni kontynentów.
Woda... Bezbarwna, bezwonna i pozbawiona smaku, a jednak żadna żywa istota nie mogłaby się bez niej obyć. Rośliny, zwierzęta i ludzie składają się w większości z wody (woda stanowi około dwie trzecie masy naszego ciała). Właściwości wody okazują się doskonale współgrać
z potrzebami różnych form życia na Ziemi.
Woda charakteryzuje się wysoką temperaturą wrzenia i niską temperaturą zamarzania. Pozwala nam funkcjonować w środowisku o znacznych wahaniach temperatury, zapewniając zachowanie stałej temperatury ciała na poziomie około 37 stopni Celsjusza.
-Woda jest uniwersalnym rozpuszczalnikiem. Ta właściwość czyni z wody doskonały środek transportu wewnątrzustrojowego, dzięki któremu tysiące związków chemicznych, substancji mineralnych i składników pokarmowych dostaje się do najmniejszych naczyń krwionośnych i komórek naszego ciała.
Woda jest obojętna pod względem chemicznym. Nie wpływa na skład przenoszonych przez siebie substancji, dlatego substancje odżywcze, środki lecznicze i związki mineralne mogą być łatwo wchłaniane i wykorzystywane przez nasz organizm.
Dzięki procesowi dyfuzji prostej woda przedostaje się do wyższych części roślin wbrew sile ciążenia, dostarczając życiodajne soki i składniki odżywcze na szczyty nawet najwyższych drzew.
Woda zamarza zwykle w górnych partiach zbiorników wodnych, a warstwa lodu unosi się na wodzie, dzięki czemu ryby są w stanie przetrwać zimę.
Dziewięćdziesiąt siedem procent wody na Ziemi znajduje się w oceanach. Jest to woda słona, istnieje jednak system jej oczyszczania i dystrybucji, co zapewnia warunki do życia na naszej planecie. Woda oceaniczna unosi się w górę w procesie parowania i oddzielona od soli gromadzi się w formie chmur. Te są z łatwością przemieszczane przez wiatr i pozwalają na rozprowadzanie wody nad lądem w celu zaspokojenia potrzeb roślin, zwierząt i ludzi. Opisany system oczyszczania i dystrybucji umożliwia ponowne wykorzystanie wody i zapewnia warunki do życia na naszej planecie.

2. Czy Bóg istnieje? Złożoność ludzkiego mózgu wskazuje na stojącą za nim wyższą inteligencję.

Mózg człowieka... Miliony jednocześnie zachodzących procesów i zdumiewająca ilość informacji. Nasz mózg rejestruje wszystkie oglądane kolory i kształty, temperaturę otoczenia, nacisk stóp na podłoże, dochodzące dźwięki, suchość ust, a nawet fakturę dotykanych przedmiotów -- na przykład klawiatury. Mózg przechowuje i przetwarza wszystkie emocje, myśli i wspomnienia. Jednocześnie nieustannie monitoruje bieżące procesy i funkcje organizmu, takie jak rytm oddechu, ruchy gałek ocznych, głód czy pracę mięśni dłoni.
-Mózg człowieka przetwarza ponad milion komunikatów na sekundę. Ocenia wagę wszystkich tych danych, odfiltrowując mniej istotne informacje. Dzięki temu możemy się skupić i skutecznie funkcjonować w swoim świecie. Mózg, który przetwarza ponad milion informacji na sekundę, oceniając ich wagę i pozwalając nam działać na podstawie najistotniejszych danych... Czy mógł powstać po prostu przez przypadek? Czy za jego powstaniem kryją się wyłącznie bezosobowe czynniki biologiczne, które przypadkiem doprowadziły do ukształtowania idealnej tkanki, naczyń krwionośnych, komórek nerwowych i struktury? Mózg działa inaczej niż pozostałe organy. Dostrzegamy w nim inteligencję, zdolność rozumowania, generowania uczuć, snucia marzeń i planów, podejmowania działań oraz wchodzenia w interakcje z innymi osobami. W jaki sposób można wyjaśnić powstanie mózgu człowieka?

3. Czy Bóg istnieje? „Przypadek” lub „przyczyny naturalne” nie są wystarczającym wyjaśnieniem.

Alternatywą dla istnienia Boga jest pogląd, że wszystko, co widzimy wokół nas, powstało w wyniku splotu czynników naturalnych i przypadku. Gdy ktoś rzuca kostką, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że wypadnie para szóstek. Jednak czymś zupełnie innym jest szansa pojawienia się oczek na czystej kostce. Współczesna nauka potwierdza to, co Pasteur próbował wykazać już dawno temu -- życie nie może powstać z materii nieożywionej. Skąd zatem pochodzą ludzie, zwierzęta i rośliny?
Przyczyny naturalne nie są również adekwatnym wyjaśnieniem ilości precyzyjnych informacji zawartych w ludzkim DNA. Osobom, które nie biorą pod uwagę Boga, pozostaje wniosek, że wszystko to powstało bez przyczyny, bez planu, jedynie w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności. Jednak odwoływanie się do szczęśliwego zbiegu okoliczności u podstaw niezwykle złożonych struktur i zjawisk, które obserwujemy we wszechświecie, to postawa, która intelektualnie pozostawia wiele do życzenia.

4. Czy Bóg istnieje? Osoba twierdząca stanowczo, że nie ma Boga, musi zignorować najgłębsze odczucia niezliczonej rzeszy ludzi, którzy są przekonani, że Bóg jest.

Nie chcemy przez to powiedzieć, że jeśli wystarczająca liczba osób w coś wierzy, to automatycznie jest to prawdą. Naukowcy odkrywają nowe prawdy o wszechświecie, które podważają lub negują wcześniejsze wnioski. Jednak postęp naukowy nie doprowadził jeszcze do odkrycia, które podważyłoby prawdopodobieństwo liczbowe, że za tym wszystkim kryje się inteligentny umysł. W istocie kolejne odkrycia naukowe dotyczące człowieka i wszechświata wykazują jeszcze dobitniej, z jak złożonymi zjawiskami mamy do czynienia i jak bardzo uwidacznia się w nich misterny projekt. Dowody wcale nie podważają Boga, ale przemawiają za inteligentnym źródłem życia we wszechświecie. Jednak przesłanki obiektywne to nie wszystko.
Musimy spojrzeć szerzej na to zagadnienie. Od zarania dziejów u miliardów ludzi na całym świecie napotykamy przeświadczenie, że Bóg istnieje -- ludzie dochodzą do takiego wniosku na podstawie osobistego, subiektywnego kontaktu z Bogiem. Szczegółowe relacje dotyczące swoich doświadczeń z Bogiem mogą także dziś złożyć miliony żyjących współcześnie osób. Osoby te powołują się na wysłuchane modlitwy, i konkretne, często zadziwiające sposoby, w jakie Bóg zaspokaja ich potrzeby i prowadzi podczas podejmowania ważnych decyzji w życiu osobistym. Ludzie, o których mowa, nie opisują jedynie takich czy innych wierzeń czy doktryn, ale przedstawiają szczegółowe relacje dotyczące działania Boga w ich życiu. Wielu z nich wyraża pewność, że istnieje dobry, kochający Bóg, który okazał im swoją troskę i wierność. Jeśli jesteś sceptykiem, czy możesz z całą pewnością stwierdzić: „Mam absolutną rację, a oni wszyscy mylą się co do Boga”?

5. Czy Bóg istnieje? Wiemy, że Bóg istnieje, ponieważ On szuka kontaktu z nami. Podejmuje różne działania i zachęca nas, żebyśmy się do Niego zwrócili.

Dawniej byłam ateistką i jak większość ateistów zastanawiałam się często, dlaczego ludzie w ogóle wierzą w Boga. Ciekawe, że ateiści poświęcają tyle czasu, uwagi i energii, próbując obalić coś, co, jak wierzą, nawet nie istnieje! Co nimi powoduje? Gdy byłam ateistką, tłumaczyłam swoje intencje troską o biednych ludzi karmiących się złudzeniami... Chciałam im pomóc w uświadomieniu sobie, że ich nadzieja jest pozbawiona podstaw. Szczerze mówiąc, kierowała mną również motywacja innego rodzaju. Podważając przekonania osób wierzących w Boga, byłam ciekawa, czy uda im się przekonać mnie do swoich racji. Chciałam uwolnić się od pytania o Boga. Gdybym była w stanie niezbicie wykazać wierzącym, że się mylą, problem zostałby rozwiązany i mogłabym bez przeszkód zająć się innymi sprawami.
-Nie wiedziałam, że temat Boga ciążył tak bardzo na moim umyśle, ponieważ On sam wywierał na mnie nacisk. Przekonałam się, że Bóg chce być znany. Stworzył nas właśnie po to, byśmy Go znali. Otoczył nas całym mnóstwem faktów i konsekwentnie konfrontuje nas z pytaniem o to, czy On istnieje. Czułam się tak, jakbym nie mogła uciec przed myślą, że Jego istnienie jest możliwe -- w dniu, w którym postanowiłam uznać, że Bóg jest, rozpoczęłam swoją modlitwę od stwierdzenia „No dobrze, wygrałeś...”. Być może zasadniczym powodem, dla którego ateiści tak bardzo przejmują się ludźmi wierzącymi w Boga, jest właśnie to, że Bóg szuka w ten sposób drogi do ich serc.
Nie jestem jedyną osobą, która doświadczyła czegoś podobnego. Malcolm Muggeridge, socjalista i autor książek filozoficznych, opisał swoje życie przed poznaniem Boga w taki oto sposób: „Miałem poczucie, że nie tylko ja prowadzę poszukiwania, ale ktoś poszukuje mnie”. C.S. Lewis wspominał: „Wyobraźcie sobie, jak siedzę w pokoju w Magdalen i czuję co noc,
że ile razy odrywam się choćby na sekundę od pracy, niezmiennie napotykam Jego coraz wyraźniejszą, tak przecież niechcianą obecność. To, czego tak bardzo się bałem, spotkało mnie w końcu. Wiosną 1929 roku poddałem się i uznałem, że Bóg jest Bogiem. Ukląkłem
i modliłem się tej nocy jak największy i najbardziej opieszały grzesznik w całej Anglii”.
Lewis napisał później książkę pod tytułem Zaskoczony radością, która jest owocem jego osobistego spotkania z Bogiem. Ja też nie miałam żadnych oczekiwań, gdy po prostu przyznałam zgodnie z prawdą, że Bóg istnieje. A jednak na przestrzeni kolejnych kilku miesięcy Jego miłość do mnie zupełnie mnie zadziwiła.

6. Czy Bóg istnieje? W przeciwieństwie do wszystkich innych objawień, Jezus Chrystus jest najwyraźniejszym, najkonkretniejszym obrazem Boga, który poszukuje z nami kontaktu.

Dlaczego Jezus? Jeśli przyjrzymy się głównym religiom świata, odkryjemy, że Budda, Mahomet, Konfucjusz i Mojżesz określali się mianem nauczycieli lub proroków. Żaden z nich nie twierdził nigdy, że jest równy Bogu, natomiast w odróżnieniu od nich Jezus złożył taką deklarację. Mówił swoim słuchaczom, że Bóg istnieje i że właśnie na Niego patrzą. Choć nauczał o swoim Ojcu w niebie, nie mówił z pozycji oddzielenia od Niego, ale z pozycji jedności z Ojcem -- jedności niedostępnej dla żadnego innego człowieka. Jezus twierdził, że kto Go zobaczył, zobaczył także i Ojca, a kto w Niego uwierzył, uwierzył w Ojca.
Jezus powiedział: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Przypisywał sobie atrybuty właściwe jedynie Bogu -- zapewniał, że może przebaczać ludziom grzechy, uwalniać od grzesznych nawyków, udzielać poczucia sensu i spełnienia, a także ofiarować życie wieczne w niebie. W przeciwieństwie do innych nauczycieli, którzy zwracali uwagę na swoje słowa, Jezus wskazywał ludziom na samego siebie. Nie mówił: „Słuchajcie moich słów, a znajdziecie prawdę”. Twierdził raczej: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.
Czy Jezus przedstawił jakieś dowody na poparcie przypisywanej sobie boskości? Tak -- robił rzeczy, których nie są w stanie zrobić inni ludzie. Dokonywał cudów. Uzdrawiał ludzi -- niewidomych, kalekich, głuchych -- a kilka osób wzbudził z martwych. Miał władzę nad przedmiotami -- rozmnażał chleb i ryby, karmiąc tłumy liczące kilka tysięcy osób. Panował nad siłami przyrody -- chodził po jeziorze i uciszył burzę, żeby ochronić swoich przyjaciół przed żywiołem. Tłumy nie odstępowały Jezusa na krok, ponieważ stale zaspokajał ich potrzeby i dokonywał cudów. On sam powiedział, że jeśli ktoś nie chce wierzyć w to, co mówi, powinien przynajmniej uwierzyć w Niego ze względu na cuda, które ogląda.
Jezus Chrystus pokazał nam Boga, który jest łagodny i kochający, który zdaje sobie sprawę z naszego egoizmu i niedoskonałości, ale mimo to gorąco pragnie bliskiej więzi z nami. Jezus uczył, że chociaż w Bożych oczach jesteśmy grzesznikami zasługującymi na karę, Jego miłość do nas przeważyła i Bóg przygotował inny plan. Sam przyjął postać człowieka i wziął na siebie karę za nasze grzechy. To brzmi niedorzecznie? Być może, ale wielu kochających ojców chętnie zamieniłoby się miejscami ze swoimi dziećmi na oddziale onkologicznym, gdyby tylko było to możliwe. Biblia mówi, że kochamy Boga dlatego, że On pierwszy nas umiłował.
Jezus zamienił się z nami miejscami i umarł za nas, abyśmy mogli otrzymać przebaczenie.
Na tle wszystkich innych religii znanych ludzkości tylko w Jezusie widzimy Boga, który wychodzi naprzeciw człowiekowi i oferuje nam możliwość nawiązania z Nim więzi. Jezus okazuje nam Boże serce przepełnione miłością, zaspokaja nasze potrzeby i przybliża nas do siebie. Przez Jego śmierć i zmartwychwstanie możemy dziś otrzymać nowe życie. Możemy doświadczyć przebaczenia, akceptacji oraz prawdziwej miłości ze strony Boga. On sam mówi do nas: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość”.
To właśnie Bóg w działaniu.
Czy Bóg istnieje? Jeśli chcesz się dowiedzieć, zapoznaj się bliżej z osobą Jezusa Chrystusa. To właśnie o nim powiedziano: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Bóg nie zmusza nas do uwierzenia w Niego, chociaż mógłby to zrobić. Zamiast tego zapewnił nam dostęp do wielu faktów przemawiających za Jego istnieniem, tak abyśmy mogli dobrowolnie się do Niego ustosunkować. W tym artykule wspomnieliśmy o doskonałej odległości Ziemi od Słońca, unikatowych właściwościach chemicznych wody, ludzkim mózgu, DNA, niezliczonej rzeszy ludzi dających wyraz swojej wierze w Boga, nurtującym nasze serca
i umysły pytaniu, czy Bóg istnieje, czy wreszcie o gotowości Boga do wyjścia nam naprzeciw
i objawienia się przez Jezusa Chrystusa. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Jezusie
i powodach, które przemawiają za tym, by w Niego uwierzyć, zobacz:Wiara nie jest ślepa.

Jeśli chcesz nawiązać więź z Bogiem, możesz to zrobić już teraz.

To twoja decyzja, nikt nie może cię do niej zmusić. Jednak jeśli chcesz uzyskać Boże przebaczenie i nawiązać z Nim przyjaźń, możesz to zrobić choćby zaraz, prosząc Go, aby ci wybaczył i wszedł w twoje życie. Jezus mówi: Oto stoję u drzwi [serca] i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego”. Jeśli chcesz to zrobić, ale nie wiesz, jak wyrazić swoje pragnienie słowami, możesz skorzystać z następującej modlitwy: „Jezu, dziękuję, że umarłeś za moje grzechy. Znasz moje życie i wiesz, że potrzebuję przebaczenia. Proszę, żebyś mi teraz przebaczył i wkroczył w moje życie. Chce naprawdę Cię poznać. Przyjdź teraz do mojego życia. Dziękuję, że chcesz się ze mną przyjaźnić. Amen”.
Dla Boga wasza przyjaźń jest czymś nienaruszalnym. Mówiąc o wszystkich, którzy uwierzą
w Niego, Jezus stwierdza: „Ja ich znam. Oni idą za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki”.
A zatem -- czy Bóg istnieje? Po przeanalizowaniu przedstawionych tutaj faktów można dojść do wniosku, że Bóg istnieje i można Go poznać, nawiązując z Nim bliską, osobistą więź. Jeśli potrzebujesz więcej informacji na temat boskości Jezusa lub istnienia Boga albo jeśli masz inne ważne pytania, napisz do nas.

http://pl.shvoong.com/humanities/248276-drzewa-niewierz%C4%85ce/

wtorek, 11 lutego 2014

Dojrzewanie w wierze

Dojrzewanie w wierze


Rozmowa z ks. dr. Jarosławem Kodzią, wychowawcą i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego w Koszalinie, obrońcą węzła małżeńskiego w Sądzie Biskupim diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej


− Gdzie szukać dziś pokarmu dla wiary? Co jest nieodzowne, by umożliwić jej wzrost i dojrzewanie?

− Ostatnio niektóre sklepy oferują zestawy artykułów spożywczych, z których popularni telewizyjni kucharze przygotowują potrawy mniej znane polskiemu konsumentowi. Jak się często okazuje, kluczem do sukcesu nie są jednak składniki, przeważnie nam znane, lecz sposób ich wykorzystania w potrawie. Można tu dostrzec pewną analogię do świata wiary. Ona także „karmi się” składnikami, których każdy z nas używa na co dzień. Różni nas jedynie umiejętność ich łączenia, zapał w pracy i cierpliwość w oczekiwaniu na jej efekty. Wiara nie składa się z jakichś starych, przeterminowanych „składników” i nowych, bardziej na czasie. Nie powinniśmy szukać „pokarmu” dla wiary gdzie indziej niż nasi pradziadowie. Składniki pozostają te same: cisza, modlitwa, słowo Boże, sakramenty święte… a w dodatku są w zasięgu naszej ręki. Problemem jest natomiast, że spowszedniały nam do tego stopnia, że przestaliśmy na nie zwracać uwagę. Efekt? Znudziła nam się ta „stara kuchnia”, więc próbujemy szukać nowych smaków. To tak, jakby nie chcieć już chleba tylko dlatego, że je się go od dawna. A wystarczy nauczyć się przeżuwać go nieco dłużej, żeby odkryć nieznaną dotąd słodycz. Warto w tym kontekście podkreślić zależność, z której dobrze zdawała sobie sprawę bł. Matka Teresa z Kalkuty: „Owocem ciszy jest modlitwa. Owocem modlitwy jest wiara”. Dlatego pokarmu dla wiary należy dziś szukać tam, gdzie był on od zawsze – w ciszy, ale nie tej pustej i nie ze swoimi myślami, lecz w ciszy modlitwy, w której dochodzi do spotkania żywego Serca Pana Jezusa z moim grzesznym sercem.

− Czym jest nowa ewangelizacja i w jaki sposób przyczynia się do pogłębiania wiary współczesnego człowieka?

− Kard. nominat Ignacy Jeż, nieżyjący już biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, tak tłumaczył klerykom, na czym polega istota nowej ewangelizacji: „Czynić stare rzeczy w nowy sposób, z nowym zapałem”. Sformułowanie to ma już piętnaście lat, lecz trudno odebrać mu walor aktualności. Chodzi więc o taki przekaz Ewangelii, który dotrze do współczesnego człowieka. Mamy przecież głosić Ewangelię „na dachach”. Głosić − to jednak nie tylko o niej mówić, ale równocześnie stawać się jej żywym obrazem. Papież Franciszek, gdy był jeszcze arcybiskupem Buenos Aires, widział w nowej ewangelizacji „ofiarowanie nadziei światu zamkniętemu w sobie”. Z tego też powodu polecił księżom, by wyszli poza mury kościołów: na ulice, do miejsc pracy i odpoczynku, w świat życia codziennego, i sam również tak uczynił.

− Czy nowe formy ewangelizacji prowadzą do pogłębienia wiary, czy raczej są tylko jednorazową przynętą, więc powinniśmy się trzymać starych i sprawdzonych metod, by ożywiać wiarę i dojrzewać w niej? Czy ten nowatorski „pokarm” jest dobry?

− Mamy dziś do czynienia z rozkwitem różnych form głoszenia Dobrej Nowiny, czasem dość szokujących. Mają one na celu dotarcie do człowieka takiego, jakim jest, i tam, gdzie jest, „przebicie się” do niego przez gąszcz informacji, który go na co dzień otacza. Osoby o ugruntowanej wierze czasem zarzucają tym formom brak głębi. Chodzi tu jednak tylko o „spulchnienie” gleby, sprowokowanie człowieka do tego, by zadał sobie fundamentalne pytanie, czy jego kontakt z Panem Jezusem jest żywy i budujący dla innych, czy też jest już na tyle skostniały, że w praktyce dla nikogo nie stanowi życiodajnej siły i stał się wyłącznie kulturowym rytuałem. Aby lepiej sobie zdać sprawę z tego, o czym mowa, można zastosować następujące ćwiczenie − zastanowić się, czy gdyby ukrytą kamerą nagrano film z kilku dni naszego życia, a potem wyemitowano go wśród osób niewierzących lub ostygłych w wierze, to czy wzbudziłby on wśród nich zapał do chrześcijaństwa. W nowej ewangelizacji chodzi o takie przebudzenie wiary, które będzie inspirujące dla innych. Po takiej „podorywce” musi oczywiście przyjść czas na głębszą formację w jakiejś wspólnocie czy ruchu kościelnym, musi nastąpić „głęboka orka”, ale żeby człowiek jej zapragnął, musi najpierw spotkać żywego Boga.

− Ludzie starsi korzystają na ogół z tradycyjnych form pogłębiania wiary. Czy nowe środki przekazu, np. internet, płyty multimedialne, mogą służyć ewangelizacji?

− Od paru lat w krajobraz wakacyjnych dzieł duszpasterskich w mojej diecezji wpisuje się ewangelizacja wiosek. Obejmuje ona: spotkania z dziećmi w plenerze, które upływają na zabawie i katechezie, odwiedzanie ludzi w ich domach, Mszę świętą, przejście przez całą parafię z Najświętszym Sakramentem i pobłogosławienie oczekujących przed domami mieszkańców, a na koniec dnia wspólne ognisko. Kiedy w ubiegłe wakacje prowadziłem jedną z takich ewangelizacji, byłem zaskoczony, że ludzie starsi bardzo pozytywnie odpowiedzieli na tę propozycję. Myślę, że jeśli ktoś jest naprawdę blisko Pana Boga, to szybko uchwyci ideę, która przyświeca nowej ewangelizacji. A co z dorobkiem współczesnej techniki? Jeśli posługiwanie się nim będzie służyć nie tylko przekazywaniu informacji, ale także formacji, to warto go wykorzystywać. Nic nie zastąpi jednak osobistego kontaktu człowieka z Bogiem i człowieka z człowiekiem.

− „Wiara rodzi się ze słuchania” – czytamy w Piśmie Świętym. To od nas zależy, czy nasza wiara wzrośnie, czy stanie się karłowata! Jesteśmy „karmieni” przez współczesne media różnymi treściami. Czy nie stanowi to zagrożenia dla wiary? Jaką rolę w ewangelizacji i dojrzewaniu w wierze odgrywają pisma katolickie?

− Prawdą jest niestety to, że mamy dziś wielu głosicieli, lecz nie każdy trzyma się nauki Kościoła. Warto sobie uświadomić, że mamy dwa źródła Objawienia: Pismo Święte i Tradycję. Ale nie można interpretować Pisma Świętego „jak popadnie”, podpierając się sformułowaniem: „przyszło mi to na modlitwie”, lecz trzeba trzymać się reguł interpretacyjnych. Kościół jest świadom, że to właśnie z dowolności w interpretowaniu Biblii rodziły się herezje. Ważną rolę pełni więc nie tylko samo studium, ale i jego jakość, czyli to, kto jest moim nauczycielem. Relacja mistrz – uczeń istnieje zwłaszcza w świecie wiary. Warto też sobie uświadomić, że za każdym świętym kryje się mądry spowiednik. Nasze życie duchowe w dużej mierze zależy od tego, jakiego sobie wybieramy przewodnika. Pisma katolickie pomagają w głoszeniu Dobrej Nowiny, ale pod dwoma warunkami: po pierwsze − gdy są bardzo dobre, po drugie – gdy są czytane.

− Dziękuję za rozmowę i świadectwo życia wiarą na co dzień, a także za komentarze do Ewangelii, które Ksiądz pisał do „Różańca” przez 6 lat.

Rozmawiała s. Wioletta Ostrowska CSL



niedziela, 2 lutego 2014

Śmierć

Śmierć jest nieodłączną częścią naszego życia. Człowiek rodzi się aby czynić dobro, aby być kochanym aby pomagać innym, aby czerpać radość z życia. Człowiek według niektórych ludzi umiera aby ustąpić miejsca następnym lecz dla większości z nas katolików śmierć powinna być odejściem  do domu Ojca, gdzie Jezus przygotował nam miejsce. Śmierć to spotkanie z miłosiernym, sprawiedliwym i dobrym Ojcem. Śmierć jednak często wiąże się z cierpieniem. Cierpienie również jest odbierane pod wieloma aspektami. Jak wiele jest ludzi tak dużo jest teorii dotyczących cierpienia na świecie. Moim zdaniem jednak cierpienie pomaga zbliżyć się do Boga, tak przynajmniej było w moim przypadku. Natomiast jeśli chodzi o śmierć to zgadzam się ze stanowiskiem ludzi którzy twierdzą iż śmierć może spowodować iż dzięki śmierci członka rodziny cała rodzina która była oddalona od Boga wróci do Niego. Lecz każdy z nas ma wolną wolę i mże myśleć co chce.

Jezus o życiu po śmierci

Jezus w Ewangelii Jana w 14 rozdziale w wersetach 1-4 mówi o tym ażebyśmy się nie bali bowiem Jezus jest Bogiem i każdy z nas dzięki Niemu ma przygotowany swoje miejsce. Powinniśmy żyć według Jego woli, a osiągniemy życie wieczne i zostaniemy zbawieni. Aby odrodzić się na nowo, zrzucić szatę zła i obleć się w płaszcz dobra musimy jednak przyjąć Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela. Lecz aby  to uczynić musimy się z nim pojednać w sakramencie pokuty i pojednania oraz przyjąć Komunie świętą.

czwartek, 9 stycznia 2014

Odnaleziony sens, czyli po co Słowo stało się ciałem



 


„Słowa, słowa, słowa”, pisał w Hamlecie W. Szekspir. Wiele pustych słów unosi się wokół nas jak plewy na wietrze. Wypowiadane bezmyślnie, nic nie mówiące, niezdolne, aby cokolwiek zmienić. Słowa bez dobrej intencji, bez pokrycia, lub bez sensu – nieświadome własnego znaczenia. Niektóre z nich piękne, lecz bez siły, muskają nas jak barwne motyle, które jutro zakończą swój żywot. Bywają też słowa niewypowiedziane, zatrzymane w otchłani rozgoryczenia, gniewu, obojętności.

Słowo wcielone w czyn
Gdy Biblia mówi o Słowie Boga, wskazuje na jego siłę zdolną stwarzać i zmieniać rzeczywistość. Bóg powiedział i stało się (Rdz 1, 11). Boska kreatywność to nie tylko pomysłowość, lecz także zdolność wcielenia słowa w czyn.
 
Słowo Boga często wydobywa się z ognia, aby podkreślić, że ma moc zapalić ludzkie serce świętymi pragnieniami i żarliwością działania. Tak jak stało się z Mojżeszem, słyszącym wezwanie do zaangażowania na rzecz gnębionego Izraela, wypowiedziane z wnętrza krzewu ognistego.

Słowo niosące sens
 
Boskie Słowo zawiera w sobie prawdę o zamyśle Stwórcy, niesie w sobie także sens wszelkiego istnienia. On wie, jakiego stanu pragnie dla człowieka i całego stworzonego świata: abyśmy zamiast błąkać się po obcych krainach rozpaczy, błędu i osamotnienia, odnaleźli w Nim nasz dom.
 
Nas właśnie – bezdomnych wędrowców, tak często zagubionych, nie rozumiejących dokąd i po co idziemy, Słowo przywołuje do siebie. Prawda przywołuje ślepców, Mądrość niemądrych, Sens – zbłąkanych. Żarliwe Pragnienie – letnich i zziębniętych w apatii. Człowiek bez otwarcia na Boski sens, żyjący z dala od niego – zamienia się w istotę nie rozumiejącą samego siebie i coraz bardziej absurdalną. „Człowiek bowiem nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa”(Jan Paweł II), bez olśnienia, które rodzi się z bliskości Słowa – Prawdy – Sensu.
 
Cały Stary Testament jest opowieścią o wołającym człowieka Słowie Boga. Pragnął On pokonać głuchotę i upór człowieka, by nie musiał żyć poza Prawdą, poza Sensem, poza Bogiem. Z różnym skutkiem, najczęściej doprowadzając Lud zaledwie nieco bliżej siebie. Im bardziej ich wzywałem, tym bardziej oddalali się ode mnie, powie Pan przez usta proroka Ozeasza (Oz 11, 4).
 
„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1n). Nie dał się zniechęcić, nie odpuścił sobie, nie obraził. Przemówił przez Syna, otworzył się w Nim!

Słowo stało się ciałem

Przyciągnęło do siebie aż do zespolenia ludzką naturę. Prawda połączyła się człowiekiem. Człowiek zamieszkał w swym domu, jakim jest Słowo. Modlitwa Jezusa do Ojca: „Uświęć ich w Prawdzie”, znaczy w głębszym sensie: Uczyń ich jedno ze mną, z Chrystusem. Zwiąż ich ze Mną. Przyciągnij do mnie (Benedykt XVI, Verbum Domini 80).
 
To wszystko stało się w Jezusie Chrystusie i przemówiło potężną obietnicą tego samego daru dla nas. Bo dla nas Bóg stał się człowiekiem. Dla nas przytulił w sobie Bóstwo i człowieczeństwo w świętym jednoczącym uścisku, aby to samo mogło dokonać się w każdej ludzkiej istocie. Słowo stające się ciałem, będzie od swego narodzenia napełniać się mocą. Będzie wzbierać łaską i mądrością, „napełniać się nimi”. W pewnej chwili zacznie żarliwie opowiadać Boskim głosem poprzez ludzkie usta Chrystusa o pragnieniu Ojca, by człowiek stał się Bogiem. Uczniowie zostają w pewnym sensie wprowadzeni w bliskie obcowanie z Bogiem poprzez zanurzenie w Słowie Bożym. Słowo Boże jest, by tak powiedzieć, obmyciem, które ich oczyszcza, twórczą mocą, przemieniającą ich w istoty Boże (Benedykt XVI, Verbym Domini, 80).
 
Aby mogło się to dokonać – do Bosko ludzkiej jedności będzie musiał być dopuszczony odwieczny przeciwnik tego zespolenia. Przyjdzie z całym orszakiem koronnych świadków – naszych grzechów – na dowód, że człowiek chce raczej żyć poza Bogiem. Że wybiera raczej oddalenie niż bliskość, iluzję zamiast Prawdy.
 
Na krzyżu owa jedność zostanie pozornie rozdarta – ciało oddzieli się od ducha – od Słowa. W istocie jednak, drogocennie naczynie Bosko – ludzkiej jedności – zostało przez krzyż otwarte, aby każdy mógł z niego zaczerpnąć. Mamy tu słowo krzyża.. Słowo cichnie, staje się śmiertelną ciszą, ponieważ mówiło, aż zamilkło, nie pominąwszy niczego, co miało nam przekazać. Chrystus, wcielone, ukrzyżowane i zmartwychwstałe Słowo Boże, jest Panem wszystkiego, i w Nim wszystko jest zjednoczone na zawsze (Benedykt XVI, Verbum Domini, 12).

Małe wielkie Słowo
 
W „małym” Słowie, które stało się ciałem mieszcząc się w żłobie (por. VB, 12), rozpoczęło się wielkie zjednoczenie każdego człowieka z Bogiem, na zawsze. Aby wejść do kaplicy narodzenia Pana Jezusa w Betlejem, trzeba bardzo się schylić. Podobnie każdy „mały”, pokorny jak ziarnko gorczycy gest w stronę Słowa: otwarcie Biblii, słuchanie, modlitwa, akt wiary i pragnienie posłuszeństwa – prowadzi nas do wielkiego zjednoczenia. Otwiera nas na wieczne zatopienie się w Tym, który jest Sensem naszego życia.
 
 
Wojciech Jędrzejewski OP 

Tworzenie środowiska ewangelicznego


Zrozumienie sytuacji osoby zniewolonej duchowo
 
Kiedy podejmujemy problem pomocy osobie zniewolonej, ze szczególnym nastawieniem na opętanie przez złe duchy, musimy zawsze pamiętać o tym, że towarzyszenie takiej osobie nie jest łatwe i wymaga wielkiego zaangażowania. Trudności, z jakimi możemy się wówczas spotkać, można rozważać od strony najbliższych, czyli rodziny, domowników, przyjaciół, osób zaangażowanych w bezpośrednią pomoc; jak również od strony samej osoby opętanej, dla której własne zniewolenie jawi się jako bolesny i niepotrzebny ciężar dla najbliższych. Wszystkie one mają jednak wspólny punkt wyjścia, a mianowicie, problem zrozumienia tego, co się stało i w danym momencie dzieje z osobą zniewoloną. Wydaje się, że najlepiej może i powinien wprowadzić zainteresowanych w to zagadnienie egzorcysta, dlatego należy zwrócić się do kapłana pełniącego w danej diecezji tę posługę, by przyszedł z pomocą w celu uwolnienia, ale również podpowiedział, jak się należy zachować w konkretnych sytuacjach. Kilka takich sugestii postaram się przekazać, mając w świadomości to, że mogą być one przydatne również dla tych, których bezpośrednio ten problem nie dotyka. Najpierw zwróćmy uwagę na środowisko, w którym przeżywa swoją codzienność osoba dotknięta doświadczeniem diabelskiego opętania.

Środowisko wiary
 
Pierwszym środowiskiem życia każdego człowieka jest jego rodzina, mieszkanie oraz wszyscy ci, którzy ich odwiedzają. W takiej wspólnocie można przeżywać radości i smutki, powstania i upadki, można uczyć się być dla drugiego i przyjmować dar innych osób, a także otwierać się na nadprzyrodzoność. Jednym słowem we wspólnocie rodzinnej powinien dokonywać się rozwój wiary człowieka, gdyż winno być to najbardziej przyjazne ze środowisk. Niestety, często bywa inaczej. W ten potencjalnie przyjazny obszar życia może wedrzeć się obojętność na sprawy duchowe, letniość wobec praktyk religijnych, zwątpienie w obecność Boga i w wartość przynależności do Kościoła świętego, a nawet grzech ciężki.
 
W takiej atmosferze panującej w najbliższym środowisku, osoba opętana będzie czuć się bardzo dobrze, ale to nie wpłynie na jej uwolnienie i przemianę życia. Z tego powodu podstawowym zadaniem najbliższych jest stworzenie wokół osoby zniewolonej środowiska wiary, po to, aby do wiary doprowadzić samą osobę zniewoloną. Nie chodzi tu o namawianie opętanego do modlitwy, ćwiczeń duchowych czy ciągłego wyznawania wiary, gdyż takie działania wpływają raczę] na niego negatywnie: czuje się osaczony, staje się agresywny, niecierpliwy, szybko wybucha złością i dochodzi do niezrozumiałych ekscesów, które sprzyjają psychologicznej izolacji, zamykając na przyszłość wszelkie drogi, skąd może nadejść prawdziwa pomoc. Bardzo często mają wówczas miejsce manifestacje złych duchów, które mogą być skierowane na samych namawiających do takich praktyk. Powstają wtedy niepotrzebne awersje, niedopowiedzenia czy frustracje.
 
Należy raczej zadbać o to, by żyjący pod jednym dachem z osobą opętaną sami stawali się świadkami wiary, czyli rozpoczęli z wielkim zapałem życie sakramentalne (codzienna Eucharystia, częsta spowiedź) i duchowe (modlitwa osobista, a szczególnie codzienny różaniec, koronka do Bożego Miłosierdzia, akty strzeliste itd.). Ich osobiste uświęcenie będzie, bez słów i nagabywań, oddziaływać z mocą na osobę dotkniętą doświadczeniem diabelskiego zniewolenia. W takich bowiem przypadkach bardziej pomocne jest świadectwo wiary, a co za tym idzie – moc świętego życia łaską Boga, niż ciągłe zmuszanie do modlitwy i praktyk pobożnych, co do których osoba opętana nosi w sobie, wywołane przez złe duchy, obrzydzenie, wstręt i niemoc.

Postawa chrześcijańskiej nadziei
 
Świadomość bycia opętanym przez złego ducha potęguje w osobie cierpiącej ból, rodzący się z bezradności, nie potrafi bowiem sama poradzić sobie z tym problemem. Taka sytuacja staje się powodem buntów, zniecierpliwienia, wycofywania się, izolacji, a w najlepszym przypadku troski o innych i wyrzutów sumienia. Ważnym zatem zadaniem, stojącym przed najbliższymi, jest niesienie osobie opętanej chrześcijańskiej nadziei na wyzwolenie i pokój serca.
 
Jeśli bowiem nadzieja jest oczekiwaniem spełnienia się czegoś pożądanego, wielką ufnością, że się to spełni, to zasadne jest odwoływać się do wydarzenia śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, widząc w Nim klucz do rozwiązania problemu zniewolenia człowieka. Tylko Chrystus przezwyciężył bowiem szatana i On jest władny mu się przeciwstawić; dlatego w Chrystusie należy pokładać ufną nadzieję na wybawienie od zła. Należy pamiętać, że realizm nadziei chrześcijańskiej odpowiada realizmowi chrześcijańskiej wiary, co oznacza, że osoby towarzyszące opętanemu swoimi postawami mają ciągle ukazywać mu wartość mocy Chrystusa i jednocześnie wyrabiać w nim przeświadczenie, że Bóg z racji swej natury i woli pozostaje niezawodnym gwarantem uwolnienia. Udowodnił to we wcieleniu swego Syna – który umierając na krzyżu dla naszego zbawienia i powstając z martwych – przywrócił ludziom wolność i niebo. Tę wolność jest w stanie przywrócić również osobie opętanej, jeśli ta podejmie na nowo życie wiarą i ponownie odda Jemu całą siebie.

Miłość, która znosi wszystko
 
Życie na co dzień z osobą opanowaną przez złego ducha, szczególnie od momentu wykrycia opętania oraz rozpoczęcia procesu uwolnienia, nie należy do prostych. Nieustanne czuwanie, ciągłe zabieganie o bezproblemowe dotarcie do egzorcysty na modlitwy, niezrozumiałe stany zachowań opętanego, manifestacje złego, próby ucieczek albo zamachów – nawet na życie kogoś najbliższego, katusze związane z bezradnością w przypadku nieustającej negacji Boga i tego, co święte, oraz wiele innych rzeczy, musi sprawiać rodzinie opanowanej pragnieniem niesienia pomocy wiele kłopotów i bólu. W tych działaniach i przeżyciach przede wszystkim powinna ujawniać się – obok zwykłej troski o dobro kogoś kochanego – wielka miłość do tej osoby. Jezus nie potępiał grzeszników, lecz grzech, tak i najbliżsi winni w zniewolonych dostrzegać dzieci Boże i przychodzić im z wszelką bezinteresowną pomocą.
 
W środowisku, gdzie na pierwszym planie są więzy miłości, wiele zostaje przebaczone, nie ma wymówek, wzajemnych oskarżeń, szuka się najdogodniejszych rozwiązań, nie brakuje współczucia i wsparcia oraz czuje się wzajemną bliskość i zaufanie. Dzięki temu proces uwolnienia będzie przebiegał w sprzyjającym klimacie, a podstępy złego ducha będą szybko odkrywane i neutralizowane poprzez modlitwę i odpowiednie akty duchowe.
 
Obszar Ewangelii
 
To, o czym do tej pory napisałem, nakreśla konkretny obszar działania, jaki można porównać do ewangelicznego opisu posługi dobrego pasterza, który bezgranicznie dba o swoje owce (por. J 10, 11-15). Nie można bowiem, widząc nadchodzącego „wilka", uciekać jak najemnik. Dodajmy, że podjęcie wysiłku modlitwy o uwolnienie i opieki nad osobą opętaną jest moralnym obowiązkiem nie tylko członków rodziny, ale również tych chrześcijan, którzy w jakikolwiek sposób zetknęli się z osobą zniewoloną. Obowiązek ten należy wyprowadzić z ewangelicznego polecenia Chrystusa, skierowanego do wszystkich swoich uczniów: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy wyrzucać będą..." (Mk 16, 17).
 
 
o. Bogdan Kocańda OFMConv 

Dla wyznawców Chrystusa nastaje czas coraz trudniejszy


Zwracamy uwagę na te rejony świata oraz te wydarzenia, gdzie leje się krew. 
I słusznie, bo nie powinniśmy przechodzić nad nimi do porządku dziennego. Ale nie wolno zapomnieć, że sytuacja chrześcijan w Europie też jest bardzo trudna i stale się pogarsza. Co prawda nie dochodzi do tak drastycznych prześladowań, jak w innych rejonach świata, które kończą się przelewem krwi, ale coraz częściej i coraz bezczelniej są podważane, wyśmiewane i wyszydzane chrześcijańskie wartości oraz sposób życia i prawdy wiary chrześcijańskiej. To wszystko składa się na ogólniejszą atmosferę, która sprawia, że dla chrześcijaństwa nastaje czas coraz trudniejszy. Mając w pamięci starożytną prawdę, że "krew męczenników jest nasieniem chrześcijan", trzeba - zwracając baczną uwagę na położenie wyznawców Chrystusa w innych rejonach świata i przeżywając solidarność z nimi - zdecydowanie mocniej
i wyraźniej artykułować chrześcijańską tożsamość w Europie, również w Polsce. Jedno nierozdzielnie łączy się z drugim, to drugie zaś, czyli troska o obronę chrześcijańskiej tożsamości w Europie, wymaga wcale nie mniejszej odwagi niż dawanie świadectwa posuniętego aż do męczeństwa. Myślę więc, że trzeba
z jednakowym realizmem patrzeć na te rejony świata, gdzie chrześcijanie są otwarcie i krwawo prześladowani, jak też na znacznie bliższe nam rejony Europy, w których wrogość wobec chrześcijaństwa uwidacznia się na rozmaite inne sposoby, ale często wcale nie jest mniej dotkliwa. Co więcej, patrząc w dalszej perspektywie, może przynieść podobnie dramatyczne skutki.

not. MMP




Ks. prof. Waldemar Chrostowski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu



Piramida życia duchowego

 
 To jest jak wyprawa w góry. Wchodzimy na szlak, który ma nas doprowadzić na szczyt, który widzimy na początku. Musimy zaufać, że ten szlak doprowadzi nas do celu. Czasem wchodzimy w taką mgłę, że stawiając nogę nie widzimy już ani ziemi, ani nogi. A jednak trzeba tę nogę postawić.
Wiemy, że życie wewnętrzne i życie duchowe to dwie różne rzeczy. Życie wewnętrzne to świat emocji, spostrzeżeń i wszelkich doświadczeń zmysłowych. Ten świat jest udziałem nie tylko człowieka – mają go również zwierzęta. Natomiast życie duchowe to coś bardziej skomplikowanego. Zaczyna się wtedy, kiedy w grę wchodzą pewne wartości, takie jak: prawość, sprawiedliwość, godność, roztropność, mądrość itp. W chwili, gdy te wartości stają się dla człowieka cenne, kiedy stają się częścią nas i mają wpływ na nasze decyzje mówimy o życiu duchowym. Zdolność do prowadzenia głębokiego życia duchowego jest w każdym człowieku, choć nie wszyscy się na nie decydują, nie wszyscy decydują się żyć wartościami.

Poszukiwanie sacrum
Samo życie duchowe też posiada różne szczeble. Przyjęcie wartości typu prawość, sprawiedliwość, godność to dopiero początek. Szczebel wyżej jest życie duchowe religijne, w którym człowiek doświadcza i poszukuje sacrum. I znów trzeba zaznaczyć, że w każdym człowieku jest zdolność do doświadczania sacrum. Jesteśmy tak skonstruowani, że bez względu na to w jakiej religii i kulturze zostaniemy wychowani, poszukiwanie sacrum jest dla nas czymś najważniejszym i wpływa na nasze życiowe decyzje.
Następny poziom to życie chrześcijańskie. To jest poziom, w którym nie chodzi już o jakieś nieskonkretyzowane sacrum. Tutaj punktem odniesienia jest Chrystus jako jedyny Zbawiciel i Ten, Który wprowadza w tajemnicę Trójcy Świętej. Warto zwrócić uwagę, że do tej pory mówiliśmy o życiu duchowym, które człowiek mógł prowadzić bazując na swoich naturalnych zdolnościach, inicjatywa wychodziła od niego. Można przeżyć całe swoje życie pozostając jedynie na tym poziomie. Natomiast w wymiarze życia duchowego, które nazywa się życiem chrześcijańskim, inicjatywa pochodzi od Boga. Bez przyjęcia objawiającego się Boga nie można mówić o chrześcijaństwie.
Ale to jeszcze nie wszystko. Szczytem i pełnią życia duchowego jest spotkanie Jezusa w doświadczeniu Kościoła katolickiego. To świat, w którym człowiek trwa we wspólnocie Kościoła, żyje sakramentami, Tradycją i teraźniejszością. Trwanie w Kościele gwarantuje prawdziwość w odczytywaniu Objawienia. Kościół nigdy nie zagubi i nie zafałszuje Objawienia, Chrystus zapewnia nas o tym mówiąc, że będzie z nami aż do skończenia świata.
Cztery etapy nawrócenia
Podstawą wszelkiego życia duchowego jest nawrócenie. Nawrócenie to świadoma decyzja człowieka na życie wiarą. Czasem wydaje nam się, że nawrócenie to coś, co dotyczy ludzi niewierzących. Ale ono jest konieczne zarówno wtedy, kiedy człowiek jest niewierzący, jak i wtedy, kiedy wychował się w wierzącej rodzinie, w kulturze religijnej.
Nawet gdyby ktoś żył całe życie w wierzącej rodzinie, kultywował tradycje i wiedział dużo o chrześcijaństwie, ale nie podjąłby nigdy świadomej decyzji wejścia na drogę wiary, pozostałby tak naprawdę człowiekiem niewierzącym. Byłby chrześcijaninem w wymiarze kultury, ale nie byłby człowiekiem wierzącym.
Nawrócenie to przewartościowanie, to podjęcie trudu by wartości, które są w nas na poziomie wiedzy zeszły do poziomu serca i miały wpływ na nasze decyzje. O czymś takim możemy mówić choćby w przypadku św. Pawła. Po spotkaniu Chrystusa w drodze do Damaszku najpierw oślepł na kilka dni, potem udał się na pustynię, w końcu został wysłany przez gminę chrześcijańską do Tarsu. I dopiero wówczas tak naprawdę dokonywało się w nim nawrócenie.
Nawrócenie to nie chwila, w której coś nas dotknie i wybuchną w nas pobożne uczucia. Nawrócenie to decyzja, po podjęciu której trzeba wszystko w sobie przepracować.
Tak jak to zrobił św. Paweł. Gdy po okresie oddalenia przyszedł po niego Barnaba, Paweł miał już wszystko przewartościowane i ponazywane na nowo. Świadczą o tym jego listy, w których pisze, że to wiara w Chrystusa, a nie wierność Prawu, jest najważniejsza. „Ja byłem doskonałym faryzeuszem – pisał – wypełniałem wszystkie uczynki i w tym względzie nie można mieć do mnie żadnego zarzutu, a jednak nie to jest ważne, tylko Chrystus”.
Warto przyjrzeć się bliżej nawróceniu św. Pawła. W tym nawróceniu są cztery momenty, które można odnaleźć w każdym nawróceniu:
– po pierwsze, poznanie Boga,
– po drugie, poznanie siebie,
– po trzecie, posłanie
– po czwarte, trwanie w Kościele.
Kiedy czytamy Dzieje Apostolskie, możemy dokładnie te punkty uchwycić. Kto jesteś Panie? – zapytał Paweł. Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz (Dz 9, 5). W ten sposób Paweł poznaje Boga. Bóg objawia mu się w Jezusie Chrystusie. I wtedy Paweł poznaje również siebie, widzi, że jest prześladowcą Boga. Potem jest moment posłania: Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela (Dz 9, 15). Ale to odbywa się już we wspólnocie, w Kościele. W Kościele zrealizuje się także powołanie Pawła.
Trzy drogi i ścieżka we mgle
Podjęcie decyzji, nawrócenie, oznacza wejście na drogę dojrzewania w wierze. Tradycja chrześcijańska dzieli tą drogę na trzy etapy (niektórzy nazywają je drogami): oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Tuż po nawróceniu człowiek stara się – ze względu na Boga – wyeliminować ze swojego życia wszystkie grzechy, nawet te najdrobniejsze. Jest to czas oczyszczenia, okres pracy nad tym, co oddziela nas od Pana Boga, czyli nad naszymi słabościami, przyzwyczajeniami i nałogami. Po okresie oczyszczenia przychodzi okres oświecenia, kiedy wady i grzechy już nam tak bardzo nie dokuczają (choć nigdy do końca ich się nie pozbędziemy), a za wszelką cenę staramy się poznać Boga. Łatwiej nam czynić dobro i unikać zła. Jest to też etap kontemplacji, bycia z Panem, poznawania Go. Trzecim etapem jest zjednoczenie – przylgnięcie do Boga, zawierzenie Mu. Wtedy człowiek staje się wrażliwy na działanie Ducha Świętego, przyjmuje Jego dary. Na tym etapie jest już tylko trwanie w Tajemnicy, więź z Bogiem. Nie należy traktować tych etapów jako sztywnych przedziałów czasowych. Tak naprawdę te etapy przeplatają się ze sobą i wielokrotnie powtarzają. Aż do śmierci przecież będziemy walczyć z naszymi grzechami, a Pan Bóg mimo tych grzechów będzie nas obdarzał swoją obecnością. Do końca życia też będziemy szukali „oświecenia”, czyli prawdy o Bogu i nas samych.
Na początku, kiedy pracujemy nad sobą, widzimy swój szybki wzrost, widzimy jak szybko się zmieniamy. Jednak w pewnym momencie mamy wrażenie, że zwalniamy, wydaje się nam, że nic się w nas nie zmienia. Zastanawiamy się czy nie szukać gdzieś indziej. Wtedy najważniejsza staje się wierność obranej drodze. Jeśli jesteśmy wierni, z czasem zobaczymy jak wiele się w nas dokonało. To jest jak wyprawa w góry. Wchodzimy na szlak, który ma nas doprowadzić na szczyt, który widzimy na początku. Za chwilę jednak na naszej drodze pojawia się las i szczytu już nie widać, pozostaje tylko ścieżka. Widzimy zaledwie na trzy kroki do przodu, do następnego zakrętu. Patrzymy, w którą stronę prowadzi droga i stawiamy kolejne kroki. I tak kawałek po kawałku.

Musimy zaufać, że ten szlak doprowadzi nas do celu. Czasem wchodzimy w taką mgłę, że stawiając nogę nie widzimy już ani ziemi ani nogi. A jednak trzeba tę nogę postawić. Stawiamy, bo mamy zaufanie nie do naszych zmysłów i nawet nie do naszego doświadczenia, ale do Kościoła. Co to znaczy mieć zaufanie do Kościoła? To znaczy pamiętać o Tradycji, o doświadczeniach tych, którzy byli przed nami i już to przeżywali, w końcu polegać na spowiedniku, który pomaga nam zrozumieć siebie. Moment zanurzenia w Kościele jest bardzo ważny.

W Kościele wschodnim podkreśla się mocno, że mistyk to ten, który nie skupia się na swoim subiektywnym przeżyciu mistycznym, ale przede wszystkim chłonie to, co naucza Kościół. To dla niego jest najważniejsze. Dlaczego? Bo jeśli będzie sam na swojej drodze, może popaść w błędy, z których Kościół już dawno się uleczył.
Andrzej Kamiński OP

Chrześcijańska postawa wobec cierpienia


Cierpienie jest nieodłączną częścią naszego życia. Należy jednak rozróżnić trudne chwile od złych. Bo nie każde ciężkie chwile to zło i nie każde zło to te trudne chwile. Trudne chwile pochodzą od Boga i pomagają nam bliżej zjednoczyć się z Bogiem. Natomiast zło to brak obecności Boga, złe chwile to te gdy diabeł zaczyna kusić człowieka. Szatan jest bardzo cierpliwy i nieprzerwanie czyha przy nas i kusi każdego dnia abyśmy do niego przyszli
i jego uznali za pana i króla świata. Człowiek cierpi od początków swego istnienia poprzez zerwanie zakazanego owocu czyli grzech pierworodny.
To ufność  Bogu pomaga nam walczyć z szatanem z jego brutalnym zachowaniem w stosunku do nas.

Film  „Zamki na lodzie” ukazuje miłość chłopaka i dziewczyny. Przeżywają łatwe i trudne chwile ale przecież Bóg  nie mówił nic iż nasze życie będzie pozbawione cierpienia. Mimo rozłąki, tragicznego dla dziewczyny wypadku  ich związek nadal trwa. Bo prawdziwej miłości nic nie jest w stanie rozerwać. Utrata przez dziewczynę wzroku ukazuje iż do spełnienia swych pasji wystarcza tylko chęci i pomoc bliskich osób. Można mię mnóstwo pieniędzy, najlepszy samochód, ale jeśli nie będziemy budować swego życia na Bogu nic w życiu nie osiągniemy.


Jan Paweł II powiedział takie słowa „Bogaty nie jest ten kto posiada lecz ten kto daje” Bohater filmu, młody ambitny chłopak poświęcił swój czas aby się zająć swą niewidomą dziewczyną. Zajmowanie się tylko swoimi własnymi sprawami powoduje zanikaniem czułości na cierpienie innych, a także do rozwijania się egoizmu.

Jak napisał Antoine Saint-Exupery w Małym Księciu „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Często szukamy szczęścia w niewłaściwych miejscach. A prawdziwe szczęście pochodzi od Boga. „Szczęśliwy ten kto godzi się z przeciwnościami jakie zsyła mu los”. Miłość Boga jest niezmierzona i nieograniczona. Wszystkie nieszczęścia jakie zdarzają się nam w życiu są po to aby sprawdzić naszą wiarę ku Bogu.

Chrystus  poświęcił swe życie z miłości do nas. Cierpiał niewinnie, abyśmy teraz mogli żyć pełnią radości. Codziennie doznaje od nas przykrości. Szukamy za daleko, bo przecież pełnia szczęścia jest blisko nas, oddalamy się od największego skarbu jaki jest na tym świecie. Jego miłość jest tak silna, że jeśli naprawdę tego pragniemy potrafi pokonać wszelkie zło, cierpienie, życiowe zakręty, nasze słabości i upadki. Przecież nie musiał umierać za nas, ale kochał i kocha nas. Tak jak Bóg Go kochał i mimo to poświęcił Jezusa dla naszego zbawienia, tak i my spróbujmy czasami  zastanowić się czy postępujemy słusznie.
Życie to najcudowniejszy dar jaki otrzymaliśmy od Boga. Rodzimy się jako niezdolne do samodzielnego egzystowania istoty, które potrzebują życiowego wsparcia bliskiej sercu osoby. Przechodząc przez życie pokonujemy trudne i łatwe chwile. Wystarczy moment nieuwagi, a to co dla nas cenne znika. Życie to nie sen to nasze realne istnienie. Pewne sytuacje które dokonują się w naszym życiu są po to, aby nam pokazać, że to wszystko ma sens.


środa, 8 stycznia 2014

Czas pomyśleć o czasie

W styczniu, wraz z początkiem roku, pewne tematy powracają w naszych głowach. Koniec starego roku i początek nowego skłania wielu do refleksji i postanowień. Do zmiany. To świetny moment, by pomyśleć, skąd wzięło się pojęcie czasu i historii. I jaki wpływ może mieć koncepcja czasu na nasze życie.
 
Na pozór sprawa jest prosta – wiemy, czym jest czas i wiemy, że jest ważny. Gorzej, gdy spróbujemy się temu przyjrzeć z bliska. Bo, jak mówi święty Augustyn, wiemy czym jest czas, „dopóki nikt nie pyta”.
 
Przyszłość. Czy istnieje?
 
Jaki wpływ na życia duchowe może mieć mierzenie czasu? Święty Augustyn był przekonany, że znacznie większy niż tylko zastanawianie się, ile czasu poświęciłem Panu Bogu, a ile innym rzeczom. Samo mierzenie czasu było dla niego przyczynkiem rozważań:
 
„Przecież prawdziwie Ci wyznaje dusza moja, że jednak mierzę czas. Jestże to więc tak, Boże mój, że mierzę, a nie wiem, co mierzę? Cóż bowiem mierzę, Boże mój, kiedy w przybliżeniu określam, że ten okres jest dłuższy od tamtego, albo gdy mówię dokładnie, że jest dwukrotnie dłuższy? Mierzę czas, to jasne. Lecz nie mierzę przyszłości, bo jeszcze jej nie ma. Nie mierzę teraźniejszości, bo ona nie trwa. Nie mierzę przeszłości, bo już jej nie ma. Cóż więc mierzę? Czy mierzę czas, który przemija, lecz jeszcze nie przeminął?”.
 
Oczywisty dla nas podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość nie zawsze był taki oczywisty. W kulturach pierwotnych patrzy się na czas jako na coś ciągle powracającego. Czy opadanie liści na zimę jest czymś istotnym? Nie – przecież na wiosnę znów się one pojawią. Takie myślenie niektóre religie i kultury rozciągają też na inne niż doroczny cykl przyrody zjawiska. Na przykład na to, co dzieje się z człowiekiem – nie ma znaczenia to, co zrobi, w pewnym momencie koło przekręci się i człowiek znów wyląduje w tym samym miejscu, z tymi samymi problemami. Z jednej strony bardzo wygodne rozumienie świata, z drugiej – bez możliwości wyjścia, zmiany.
 
Historia idzie do przodu, czy powraca?
 
Myśl, że człowiek nie ma wpływu nawet na samego siebie, bo wielkie koło, z którego nie ma ucieczki, i tak wepchnie go w określone tryby, jest raczej pesymistyczna. Nawet jeśli kogoś taka wizja nie przeraża, to trzeba przyznać, że nie ma w niej miejsca na nadzieję.
 
Jeśli ktoś uważa, że dziś nie można się już spotkać z takim myśleniem, niech spojrzy, jaką popularnością cieszą się horoskopy.
 
Według nich nieważne, co zrobisz, ważne na co twoje losy skieruje wiecznie powracający obrót planet.
 
Kościół inaczej traktuje czas – Kościół zawsze dbał o to, by czas uświęcać. Weźmy za przykład modlitwę. Choć możemy się modlić przy wykonywaniu różnych zadań – czujemy, że Panu Bogu należy się jakiś szczególny czas, taki, który poświęcimy tylko dla Niego. I choć można się modlić o każdej porze, tym czasem szczególnym okazuje się zwykle początek i koniec dnia.
 
Chrześcijanin wie, że obrót Ziemi wokół Słońca to coś innego niż determinujące wszystko na świecie przejście z ciemności nocy w kolejną ciemność nocy, ale jakiś mały początek i jakiś mały koniec. Na początku dnia warto prosić więc o to, by dzień okazał się okazją do uświęcenia, (bycia bliżej Boga), a wieczorem podziękować za to, co się udało dobrego zaznać.
 
Uświęcanie czasu
 
Warto przyjrzeć się temu uświęcaniu się w czasie, jakie można zaobserwować u zakonników. Codziennie o tych samych porach schodzą się śpiewać modlitwę brewiarzową. Nie tylko rano i wieczorem, nawet nie tylko w ciągu dnia – niektóre zgromadzenia budzą się również w nocy na czuwanie, by w ten sposób wyrazić swoje pragnienie, by oddawać cześć Bogu w każdej chwili życia.
 
Oprócz rytmu dnia mamy i rytm roczny – cykl świąt, w których wspominamy wydarzenia z życia Pana Jezusa. Przez cały rok katolik trwa w historii – jest w niej zanurzony. I tylko pozornie cyklicznie powtarzające się święta są podobne do koła wiecznych powrotów z innych religii. Zobaczmy, od jakiego momentu zaczyna się rok liturgiczny…
 
Rok kościelny zaczyna się nieco przed świecką noworoczną zabawą. Tak około miesiąc wcześniej, na początku Adwentu – gdy przygotowujemy się do świętowania Bożego Narodzenia, czyli upamiętnienia tego, że Bóg stał się człowiekiem, a więc wszedł w ludzką historię i przerwał koło wiecznych powrotów, nadając sens poszczególnym zdarzeniom w życiu.
 
Historia zbawienia – jedyna taka
 
Przywykliśmy do tego, że na katechezie słyszymy o historii zbawienia, nie brzmi to w naszych uszach jako nic szczególnego. Jednak dla wyznawców innych religii zbawienie , a więc ratunek, ocalenie, niekoniecznie wiąże się z historią. To chrześcijanie wierzą, że Bóg objawił się w konkretnym czasie, w określonym miejscu, że Bóg bardzo realnie, namacalnie wszedł w życie ludzi. I dał im przyszłość, dał cel zamiast beznadziei trwania w rzeczywistości, na którą nie ma się wpływu.
 
Chrystus zbawił nas, uratował  od śmierci i panowania zła, co świętujemy podczas najważniejszych świąt katolickich – świąt Wielkanocnych. Zbawił nas, ocalił – przez swą Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie, a nie przez jakiś duchowy, niematerialny akt. Aby było to możliwe, musiał przyjąć ciało – stał sie jednym z nas, stąd tak ważne są dla nas święta Bożego Narodzenia. Dlatego właśnie w święta klękamy na słowa „przyjął ciało z Maryi Panny” – dzięki temu wydarzeniu stało się możliwe by i nasze ciała kiedyś zmartwychwstały - były uwolnione od śmierci.
 
Kalendarz, czyli chrześcijaństwo tkwi głęboko
 
Zobaczmy, że chociaż zdarzenia upamiętniane w Triduum są najważniejsze dla chrześcijaństwa, nasza era liczona jest od przyjścia Pana Jezusa na świat. To właśnie ten moment, gdy rzeczywiście zaczyna się historia. Wcześniej byliśmy bez przyszłości. Mogliśmy, jako ludzie, czekać tylko na śmierć.
 
Dziś, gdy walczy się często z krzyżem, gdy podnoszą się głosy o laickości państwa i chęci zdejmowania krzyża ze ściań urzędów – warto przyjrzeć się wiszącym na ścianach tych urzędów kalendarzom. Pokazują one wyraźnie, że Chrystus odmienił świat swoim przyjściem. Ludzie, którzy chcą laickości państwa, nie zauważają nawet jak mocno wyrośli z wartości Kościoła. Kalendarze na ścianach i biurkach nie tylko, że liczą lata począwszy od narodzenia Chrystusa, ale też są świadectwem uznawania przez używających je tej koncepcji czasu, która możliwa jest dopiero dzięki chrześcijaństwu. Koncepcji przełomowej dla losów świata, której nie można znaleźć w kalendarzach Majów czy Babilończyków.
 
Noworoczne postanowienia zmian
 
Jeśli więc, wraz z początkiem roku, podejmujesz postanowienia, chcesz coś zmienić, to jest to możliwe właśnie dzięki przyjściu Chrystusa na świat, który rozrywając koło wielkich powrotów, pokazał, że możemy realnie coś w naszym życiu zmieniać. Dał nam czas, nadzieję i wolność!
 
Walenty

Szukaj na tym blogu

Wikipedia

Wyniki wyszukiwania

Archiwum bloga

Popularne posty