To
jest jak wyprawa w góry. Wchodzimy na szlak, który ma nas doprowadzić
na szczyt, który widzimy na początku. Musimy zaufać, że ten szlak
doprowadzi nas do celu. Czasem wchodzimy w taką mgłę, że stawiając nogę
nie widzimy już ani ziemi, ani nogi. A jednak trzeba tę nogę postawić.
Wiemy, że życie wewnętrzne i życie
duchowe to dwie różne rzeczy. Życie wewnętrzne to świat emocji,
spostrzeżeń i wszelkich doświadczeń zmysłowych. Ten świat jest udziałem
nie tylko człowieka – mają go również zwierzęta. Natomiast życie duchowe
to coś bardziej skomplikowanego. Zaczyna się wtedy, kiedy w grę wchodzą
pewne wartości, takie jak: prawość, sprawiedliwość, godność,
roztropność, mądrość itp. W chwili, gdy te wartości stają się dla
człowieka cenne, kiedy stają się częścią nas i mają wpływ na nasze
decyzje mówimy o życiu duchowym. Zdolność do prowadzenia głębokiego
życia duchowego jest w każdym człowieku, choć nie wszyscy się na nie
decydują, nie wszyscy decydują się żyć wartościami.
Poszukiwanie sacrum
Samo życie duchowe też posiada różne
szczeble. Przyjęcie wartości typu prawość, sprawiedliwość, godność to
dopiero początek. Szczebel wyżej jest życie duchowe religijne, w którym
człowiek doświadcza i poszukuje sacrum. I znów trzeba zaznaczyć, że w
każdym człowieku jest zdolność do doświadczania sacrum. Jesteśmy tak
skonstruowani, że bez względu na to w jakiej religii i kulturze
zostaniemy wychowani, poszukiwanie sacrum jest dla nas czymś najważniejszym i wpływa na nasze życiowe decyzje.
Następny poziom to życie
chrześcijańskie. To jest poziom, w którym nie chodzi już o jakieś
nieskonkretyzowane sacrum. Tutaj punktem odniesienia jest Chrystus jako
jedyny Zbawiciel i Ten, Który wprowadza w tajemnicę Trójcy Świętej.
Warto zwrócić uwagę, że do tej pory mówiliśmy o życiu duchowym, które
człowiek mógł prowadzić bazując na swoich naturalnych zdolnościach,
inicjatywa wychodziła od niego. Można przeżyć całe swoje życie
pozostając jedynie na tym poziomie. Natomiast w wymiarze życia
duchowego, które nazywa się życiem chrześcijańskim, inicjatywa pochodzi
od Boga. Bez przyjęcia objawiającego się Boga nie można mówić o
chrześcijaństwie.
Ale to jeszcze nie wszystko. Szczytem i
pełnią życia duchowego jest spotkanie Jezusa w doświadczeniu Kościoła
katolickiego. To świat, w którym człowiek trwa we wspólnocie Kościoła,
żyje sakramentami, Tradycją i teraźniejszością. Trwanie w Kościele
gwarantuje prawdziwość w odczytywaniu Objawienia. Kościół nigdy nie
zagubi i nie zafałszuje Objawienia, Chrystus zapewnia nas o tym mówiąc,
że będzie z nami aż do skończenia świata.
Cztery etapy nawrócenia
Podstawą wszelkiego życia duchowego
jest nawrócenie. Nawrócenie to świadoma decyzja człowieka na życie
wiarą. Czasem wydaje nam się, że nawrócenie to coś, co dotyczy ludzi
niewierzących. Ale ono jest konieczne zarówno wtedy, kiedy człowiek jest
niewierzący, jak i wtedy, kiedy wychował się w wierzącej rodzinie, w
kulturze religijnej.
Nawet gdyby ktoś żył całe życie w
wierzącej rodzinie, kultywował tradycje i wiedział dużo o
chrześcijaństwie, ale nie podjąłby nigdy świadomej decyzji wejścia na
drogę wiary, pozostałby tak naprawdę człowiekiem niewierzącym. Byłby
chrześcijaninem w wymiarze kultury, ale nie byłby człowiekiem wierzącym.
Nawrócenie to przewartościowanie, to
podjęcie trudu by wartości, które są w nas na poziomie wiedzy zeszły do
poziomu serca i miały wpływ na nasze decyzje. O czymś takim możemy mówić
choćby w przypadku św. Pawła. Po spotkaniu Chrystusa w drodze do
Damaszku najpierw oślepł na kilka dni, potem udał się na pustynię, w
końcu został wysłany przez gminę chrześcijańską do Tarsu. I dopiero
wówczas tak naprawdę dokonywało się w nim nawrócenie.
Nawrócenie to nie chwila, w której coś
nas dotknie i wybuchną w nas pobożne uczucia. Nawrócenie to decyzja, po
podjęciu której trzeba wszystko w sobie przepracować.
Tak jak to zrobił św. Paweł. Gdy po
okresie oddalenia przyszedł po niego Barnaba, Paweł miał już wszystko
przewartościowane i ponazywane na nowo. Świadczą o tym jego listy, w
których pisze, że to wiara w Chrystusa, a nie wierność Prawu, jest
najważniejsza. „Ja byłem doskonałym faryzeuszem – pisał – wypełniałem
wszystkie uczynki i w tym względzie nie można mieć do mnie żadnego
zarzutu, a jednak nie to jest ważne, tylko Chrystus”.
Warto przyjrzeć się bliżej nawróceniu św. Pawła. W tym nawróceniu są cztery momenty, które można odnaleźć w każdym nawróceniu:
– po pierwsze, poznanie Boga,
– po drugie, poznanie siebie,
– po drugie, poznanie siebie,
– po trzecie, posłanie
– po czwarte, trwanie w Kościele.
Kiedy czytamy Dzieje Apostolskie,
możemy dokładnie te punkty uchwycić. Kto jesteś Panie? – zapytał Paweł.
Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz (Dz 9, 5). W ten sposób Paweł
poznaje Boga. Bóg objawia mu się w Jezusie Chrystusie. I wtedy Paweł
poznaje również siebie, widzi, że jest prześladowcą Boga. Potem jest
moment posłania: Wybrałem sobie tego człowieka jako narzędzie. On
zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela (Dz 9, 15). Ale
to odbywa się już we wspólnocie, w Kościele. W Kościele zrealizuje się
także powołanie Pawła.
Trzy drogi i ścieżka we mgle
Podjęcie decyzji, nawrócenie, oznacza
wejście na drogę dojrzewania w wierze. Tradycja chrześcijańska dzieli tą
drogę na trzy etapy (niektórzy nazywają je drogami): oczyszczenia,
oświecenia i zjednoczenia. Tuż po nawróceniu człowiek stara się – ze
względu na Boga – wyeliminować ze swojego życia wszystkie grzechy, nawet
te najdrobniejsze. Jest to czas oczyszczenia, okres pracy nad tym, co
oddziela nas od Pana Boga, czyli nad naszymi słabościami,
przyzwyczajeniami i nałogami. Po okresie oczyszczenia przychodzi okres
oświecenia, kiedy wady i grzechy już nam tak bardzo nie dokuczają (choć
nigdy do końca ich się nie pozbędziemy), a za wszelką cenę staramy się
poznać Boga. Łatwiej nam czynić dobro i unikać zła. Jest to też etap
kontemplacji, bycia z Panem, poznawania Go. Trzecim etapem jest
zjednoczenie – przylgnięcie do Boga, zawierzenie Mu. Wtedy człowiek
staje się wrażliwy na działanie Ducha Świętego, przyjmuje Jego dary. Na
tym etapie jest już tylko trwanie w Tajemnicy, więź z Bogiem. Nie należy
traktować tych etapów jako sztywnych przedziałów czasowych. Tak
naprawdę te etapy przeplatają się ze sobą i wielokrotnie powtarzają. Aż
do śmierci przecież będziemy walczyć z naszymi grzechami, a Pan Bóg mimo
tych grzechów będzie nas obdarzał swoją obecnością. Do końca życia też
będziemy szukali „oświecenia”, czyli prawdy o Bogu i nas samych.
Na początku, kiedy pracujemy nad sobą,
widzimy swój szybki wzrost, widzimy jak szybko się zmieniamy. Jednak w
pewnym momencie mamy wrażenie, że zwalniamy, wydaje się nam, że nic się w
nas nie zmienia. Zastanawiamy się czy nie szukać gdzieś indziej. Wtedy
najważniejsza staje się wierność obranej drodze. Jeśli jesteśmy wierni, z
czasem zobaczymy jak wiele się w nas dokonało. To jest jak wyprawa w
góry. Wchodzimy na szlak, który ma nas doprowadzić na szczyt, który
widzimy na początku. Za chwilę jednak na naszej drodze pojawia się las i
szczytu już nie widać, pozostaje tylko ścieżka. Widzimy zaledwie na
trzy kroki do przodu, do następnego zakrętu. Patrzymy, w którą stronę
prowadzi droga i stawiamy kolejne kroki. I tak kawałek po kawałku.
Musimy zaufać, że ten szlak doprowadzi nas do celu. Czasem wchodzimy w taką mgłę, że stawiając nogę nie widzimy już ani ziemi ani nogi. A jednak trzeba tę nogę postawić. Stawiamy, bo mamy zaufanie nie do naszych zmysłów i nawet nie do naszego doświadczenia, ale do Kościoła. Co to znaczy mieć zaufanie do Kościoła? To znaczy pamiętać o Tradycji, o doświadczeniach tych, którzy byli przed nami i już to przeżywali, w końcu polegać na spowiedniku, który pomaga nam zrozumieć siebie. Moment zanurzenia w Kościele jest bardzo ważny.
W Kościele wschodnim podkreśla się mocno, że mistyk to ten, który nie skupia się na swoim subiektywnym przeżyciu mistycznym, ale przede wszystkim chłonie to, co naucza Kościół. To dla niego jest najważniejsze. Dlaczego? Bo jeśli będzie sam na swojej drodze, może popaść w błędy, z których Kościół już dawno się uleczył.
Musimy zaufać, że ten szlak doprowadzi nas do celu. Czasem wchodzimy w taką mgłę, że stawiając nogę nie widzimy już ani ziemi ani nogi. A jednak trzeba tę nogę postawić. Stawiamy, bo mamy zaufanie nie do naszych zmysłów i nawet nie do naszego doświadczenia, ale do Kościoła. Co to znaczy mieć zaufanie do Kościoła? To znaczy pamiętać o Tradycji, o doświadczeniach tych, którzy byli przed nami i już to przeżywali, w końcu polegać na spowiedniku, który pomaga nam zrozumieć siebie. Moment zanurzenia w Kościele jest bardzo ważny.
W Kościele wschodnim podkreśla się mocno, że mistyk to ten, który nie skupia się na swoim subiektywnym przeżyciu mistycznym, ale przede wszystkim chłonie to, co naucza Kościół. To dla niego jest najważniejsze. Dlaczego? Bo jeśli będzie sam na swojej drodze, może popaść w błędy, z których Kościół już dawno się uleczył.
Andrzej Kamiński OP